@misiaaa – Sądziłam, że po pierwszym komentarzu, pod prologiem, będzie łatwo się domyślić, że prolog opisywałam z perspektywy Demi. Z Seleny zrobiłam takie potwora, bo nie przepadam za nią, a czarny charakter mi się troszkę przyda ;) Od samego początku byłam nastawiona na „Nemi Story”, ale to nie oznacza tego, że od razu będą razem.
@Viper ;* - Zawsze trzeba wierzyć w marzenia, więc na pewno Dems Cię kiedyś przytuli! Obiecuję Ci, że kiedyś razem pojedziemy ją spotkać ♥
@Aless. – Ja na początku również stwierdziłam, że rozdział jest dłuższy. Za długi, wręcz. Cieszę się jednak, że dotrwałaś do końca i Ci się spodobało. To wiele dla mnie znaczy!
@Avicii – Boże, dziękuje Ci za to, że musiałaś się męczyć, z dodaniem tego przeklętego komentarza, ale niezwykle pięknego! Dziękuje za niezwykłą pochwałę, i to fakt – staram się opisywać może mało znaczące czynności w całym rozdziale czy opowiadaniu. Momentami wychodzi, czasem nie. Po prostu zależy. A mojego wieku jakoś nie mam ochoty zdradzać :D
@Viper ;* - Zawsze trzeba wierzyć w marzenia, więc na pewno Dems Cię kiedyś przytuli! Obiecuję Ci, że kiedyś razem pojedziemy ją spotkać ♥
@Aless. – Ja na początku również stwierdziłam, że rozdział jest dłuższy. Za długi, wręcz. Cieszę się jednak, że dotrwałaś do końca i Ci się spodobało. To wiele dla mnie znaczy!
@Avicii – Boże, dziękuje Ci za to, że musiałaś się męczyć, z dodaniem tego przeklętego komentarza, ale niezwykle pięknego! Dziękuje za niezwykłą pochwałę, i to fakt – staram się opisywać może mało znaczące czynności w całym rozdziale czy opowiadaniu. Momentami wychodzi, czasem nie. Po prostu zależy. A mojego wieku jakoś nie mam ochoty zdradzać :D
------------------------------------------------------------------------------------------------
- Odkupię Ci to –zaśmiałam się, patrząc w jego niebieskie oczy. Miały niesamowity kolor. Ludzie wręcz nie mogli uwierzyć, że dwójka takich osób, jest w jednym pomieszczeniu. Dziwię się, że jeszcze nie rzucili się na Justin’a.
- Nic mi nie odkupuj… -pokręcił przecząco głową. Czuł się, jakby było to mało możliwe, że spotkał tutaj i teraz, swoją idolkę. –Nie wierzę, że ty tutaj jesteś! –krzyknął i mocno mnie przytulił. Był taki słodki. Biło od niego takie ciepło. Czułam się świetnie. Nie chciałam, by mnie puszczał. Sam tego nie chciał robić. Jednak wiedzieliśmy, że w końcu trzeba przestać.
- Jestem zwykłą dziewczyną z Ameryki –zaśmiałam się, ukazując moje białe zęby. Nie zwracaliśmy uwagi na innych ludzi, czy na to, że robią nam zdjęcia. Było nam to obojętne. –Wiesz co, ja sama nie wierzyłam, że jak dzisiaj czytałam tutaj napis „One Direction” spotkam tutaj któregoś z was.
- Najwidoczniej marzenia się spełniają. Wybacz za taką reakcję… -przeprosił, zawstydzony.
- Nie przepraszaj mnie. Nie masz za co przecież –zaśmiałam się –Może się przejdziemy? Miles, Justin, idziecie!? –krzyknęłam.
Nagle wszyscy odwrócili głowy. Ups… Uświadomiłam sobie, że mogłam tego nie mówić. Cóż, było za późno. Wiedziałam, że mnie zabiją, ale w późniejszym czasie. Wybuchliśmy śmiechem. Pośpiesznie wyszliśmy i ruszyliśmy przed siebie.
- Hej, skoro tyle się nie nacieszyłeś swoim piciem, to weź ode mnie –podałam mu shake’a –Wypij. Mi osobiście bardzo smakuje.
- Nie, naprawdę. Podziękuje –uśmiechnął się szeroko. Jak zwykle sprawił tym, że wygrał. Wyrzuciłam jeszcze do połowy pełny napój do kosza. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, kiedy nagle zadzwonił jego telefon. –Umm, przepraszam –powiedział zmieszany i odszedł gdzieś.
Usiadłam na jakimś murku i zaczęłam machać nogami. Zupełnie jak jakaś mała dziewczynka. I tak nikomu nie powinno to przeszkadzać. Po chwili ‘wrócił’ do mnie i spojrzał na mnie, swoimi pięknymi, dużymi niebieskimi oczami. Momentalnie się uśmiechnęłam i poczułam jak policzki mi się czerwienią.
- Przepraszam, ale będę musiał iść. Chłopcy, i w ogóle… -spuścił głowę, chcąc ukryć lekki smutek. Po chwili, podniósł ją ponownie. –Mam nadzieję, że trochę tutaj zostajesz.
- Jasne, jestem tutaj cały tydzień. Chociaż kto wie? –zeszłam z murka –Może zostanę tutaj na dwa tygodnie –zaczęłam udawać rozmarzoną, a on się zaśmiał.
- W takim razie, jutro możemy umówić się na lunch albo obiad, na mieście –wzruszył ramionami, jakby chciał to powiedzieć, do zwykłego kolegi z klasy.
- Zazwyczaj jem wszystkie posiłki z moimi przyjaciółmi i ekipą koncertową, ale może tym razem, pozwolą mi się wyrwać –uśmiechnęłam się szeroko, na samą myśl o tym, że jutro mogę go spotkać ponownie.
- W takim razie… Jesteśmy umówieni? –uniósł brew, a ja przytaknęłam. Uśmiechnął się. Idealnie dostrzegłam jego ‘przezroczysty’ aparat na zębach. –Dam Ci mój numer –zaczął grzebać w kieszeni spodni i wyjął małą, pogiętą karteczkę. Podał mi ją, a ja podałam mu swoją.
- Dziękuje. Na pewno zadzwonię albo odezwę się poprzez sms’a –przez ani chwilę uśmiech nie znikał z mojej twarzy –To co? Do zobaczenia? –żegnałam się z nim powoli, bardzo niechętnie.
- Tak, do… do zobaczenia –zanim odszedł, pocałował mnie w policzek. Był wyższy ode mnie. Podobało mi się to, bo przeważnie lubiłam wyższych facetów. I tak byłam niska, jak na wiek dziewiętnaście.
Kiedy odszedł, myślałam tylko o nim. O tym jego zniewalającym uśmiechu, pięknych oczach. Ideał. Po chwili jednak poczułam wibracje. Wyjęłam telefon z ciasnej kieszonki spodni i odczytałam wiadomość.
- Nic mi nie odkupuj… -pokręcił przecząco głową. Czuł się, jakby było to mało możliwe, że spotkał tutaj i teraz, swoją idolkę. –Nie wierzę, że ty tutaj jesteś! –krzyknął i mocno mnie przytulił. Był taki słodki. Biło od niego takie ciepło. Czułam się świetnie. Nie chciałam, by mnie puszczał. Sam tego nie chciał robić. Jednak wiedzieliśmy, że w końcu trzeba przestać.
- Jestem zwykłą dziewczyną z Ameryki –zaśmiałam się, ukazując moje białe zęby. Nie zwracaliśmy uwagi na innych ludzi, czy na to, że robią nam zdjęcia. Było nam to obojętne. –Wiesz co, ja sama nie wierzyłam, że jak dzisiaj czytałam tutaj napis „One Direction” spotkam tutaj któregoś z was.
- Najwidoczniej marzenia się spełniają. Wybacz za taką reakcję… -przeprosił, zawstydzony.
- Nie przepraszaj mnie. Nie masz za co przecież –zaśmiałam się –Może się przejdziemy? Miles, Justin, idziecie!? –krzyknęłam.
Nagle wszyscy odwrócili głowy. Ups… Uświadomiłam sobie, że mogłam tego nie mówić. Cóż, było za późno. Wiedziałam, że mnie zabiją, ale w późniejszym czasie. Wybuchliśmy śmiechem. Pośpiesznie wyszliśmy i ruszyliśmy przed siebie.
- Hej, skoro tyle się nie nacieszyłeś swoim piciem, to weź ode mnie –podałam mu shake’a –Wypij. Mi osobiście bardzo smakuje.
- Nie, naprawdę. Podziękuje –uśmiechnął się szeroko. Jak zwykle sprawił tym, że wygrał. Wyrzuciłam jeszcze do połowy pełny napój do kosza. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, kiedy nagle zadzwonił jego telefon. –Umm, przepraszam –powiedział zmieszany i odszedł gdzieś.
Usiadłam na jakimś murku i zaczęłam machać nogami. Zupełnie jak jakaś mała dziewczynka. I tak nikomu nie powinno to przeszkadzać. Po chwili ‘wrócił’ do mnie i spojrzał na mnie, swoimi pięknymi, dużymi niebieskimi oczami. Momentalnie się uśmiechnęłam i poczułam jak policzki mi się czerwienią.
- Przepraszam, ale będę musiał iść. Chłopcy, i w ogóle… -spuścił głowę, chcąc ukryć lekki smutek. Po chwili, podniósł ją ponownie. –Mam nadzieję, że trochę tutaj zostajesz.
- Jasne, jestem tutaj cały tydzień. Chociaż kto wie? –zeszłam z murka –Może zostanę tutaj na dwa tygodnie –zaczęłam udawać rozmarzoną, a on się zaśmiał.
- W takim razie, jutro możemy umówić się na lunch albo obiad, na mieście –wzruszył ramionami, jakby chciał to powiedzieć, do zwykłego kolegi z klasy.
- Zazwyczaj jem wszystkie posiłki z moimi przyjaciółmi i ekipą koncertową, ale może tym razem, pozwolą mi się wyrwać –uśmiechnęłam się szeroko, na samą myśl o tym, że jutro mogę go spotkać ponownie.
- W takim razie… Jesteśmy umówieni? –uniósł brew, a ja przytaknęłam. Uśmiechnął się. Idealnie dostrzegłam jego ‘przezroczysty’ aparat na zębach. –Dam Ci mój numer –zaczął grzebać w kieszeni spodni i wyjął małą, pogiętą karteczkę. Podał mi ją, a ja podałam mu swoją.
- Dziękuje. Na pewno zadzwonię albo odezwę się poprzez sms’a –przez ani chwilę uśmiech nie znikał z mojej twarzy –To co? Do zobaczenia? –żegnałam się z nim powoli, bardzo niechętnie.
- Tak, do… do zobaczenia –zanim odszedł, pocałował mnie w policzek. Był wyższy ode mnie. Podobało mi się to, bo przeważnie lubiłam wyższych facetów. I tak byłam niska, jak na wiek dziewiętnaście.
Kiedy odszedł, myślałam tylko o nim. O tym jego zniewalającym uśmiechu, pięknych oczach. Ideał. Po chwili jednak poczułam wibracje. Wyjęłam telefon z ciasnej kieszonki spodni i odczytałam wiadomość.
„thanks, sis. I wanna kill ya -.-„
Weszłam do hotelu, przypatrując się ludziom, którzy po prostu siedzieli i rozmawiali. Przyznam, że był to naprawdę przytulny hotel. Ktoś do mnie zamachał – odmachałam mu. Nagle po prostu Ci ludzie na mojej twarzy namalowali uśmiech. Kolejny argument na to, by mieć o nich coraz lepsze zdanie. Kliknęłam okrągły przycisk, na metalowej tarczy wbudowanej w ścianę i czekałam chwilę, aż winda zjedzie w dół. Delikatnie stukałam moimi szpilkami, by nie robić wielkiego hałasu. W windzie widniało lustro. Czy mogę to nazwać lustrzaną windą? Zabawnie to brzmi. Cóż, od zawsze bałam się takich wind. Szczególnie wtedy, kiedy czułam się za wszystko winna. Po prostu nie umiałam spojrzeć na siebie, bez żadnych wyrzutów sumienia. Bałam się momentami swojego widoku, swojej twarzy. Nie potrafiłam po prostu być wesoła, ale wiem, że wszyscy tego ode mnie wymagali. Robiłam jak chcieli. Długi czas byłam marionetką ludzi z mojej ekipy, ale w końcu kiedy trafiłam do kliniki, głośno powiedziałam – „Nigdy więcej, nie będziecie za mnie decydować. Jestem tu i teraz, i to ja będę żałować za swoje błędy, błędne decyzje. Nie wy”. Zrozumieli.
Weszłam w korytarz, gdzie stała pokojówka. Jednak nie zwróciła na mnie uwagi. Po prostu była za bardzo zapracowana. Szłam krótkim korytarzem, kierując się pod mój pokój. Wyciągnęłam klucze, które zawsze mam w torebce. Stwierdziłam, że zapominałabym ich zawsze odebrać z recepcji. Kiedy nacisnęłam na klamkę, oraz pchnęłam drzwi – pragnęłam tam wejść, poczuć błogi spokój. Jednak ktoś mi przeszkodził. Ktoś wypowiedział moje imię. Momentalnie przekręciłam głowę w lewo, by móc ujrzeć twarz, tego kogoś.
- Demetria! –zawołała… moja rodzicielka. Łza stanęła mi w oczach. Biegła w moją stronę. Podbiegłam do niej szybciej, i mocno ją przytuliłam. Tak bardzo nie chciałam jej puszczać. Myślałam, że kiedy dowiedziała się prawdy – po prostu mnie znienawidzi. Ale ona była inna. Była bardziej wyrozumiała, niż inne matki, innych dzieci. –Boże, jak ja za Tobą tęskniłam! –powiedziała mi prosto na ucho, kiedy mocno nasze ciała były przywarte do siebie.
- Ja za Tobą też mamo, ja za Tobą też –odszeptałam. Zauważyłam, że w naszą stronę idzie Justin oraz Miley wraz z moim ojczymem. Zagłębili się w dyskusję, na jakiś temat. Nie wiedziałam o co dokładnie chodzi, ale podczas wieczoru postanowiłam ją o to spytać. Od zawsze byłam ciekawska i nie ukrywam tego.
- Tej, pani Lovato. Ja cię zjem za akcję w „Milkshake City”! –krzyknęła w moją stronę, a ja zaczęłam się śmiać. Kiedy oderwałam się od mojej mamy, po prostu pocałowałam ją w policzek na serdeczne powitanie.
- Przepraszam, Miley. Po prostu Niall mnie rozproszył. Spotkałam go po raz pierwszy, to w końcu miałam chwilę, by z nim porozmawiać. To chyba nic złego, prawda? –powiedziałam nieśmiało ostatnie słowa, nawet na nią nie patrząc.
- No tak, zapomniałam! Zapomniałam, że spotkałaś swojego księcia z bajki. Blondyna, o niebieskich, bajkowych oczach. Królewna, bo się zakochasz w chłopaku, co mieszka tutaj w Londynie, a ty na co dzień, jesteś w Ameryce i ciągle jesteś w innym jej zakątku –powiedziała Miley, jakby wiedziała co ma się szykować. Przepowiadania…
- Związki na odległość nie są wcale aż takie złe –wzruszył ramionami Bieber, odzywając się po raz pierwszy chyba. No tak, miał ‘niewielkie’ doświadczenie. –Kiedy Selena wyjeżdża na plan, to tęsknię za nią. To normalne. Telefon czy komunikator Skype, nie daje możliwości przytulenia kogoś czy pocałowania go. Ale chyba sama świadomość obecności, możliwości chwili widzenia swojego ukochanego – jest bardzo cenna. Przynajmniej takie jest moje zdanie –mruknął ostatnie słowa. Na tym zakończył swój wykład, na temat związków. Chciałam mu przyznać rację, jednak… O kim miałabym się wypowiadać w taki sposób? Z Joe starałam się zawsze być bardzo blisko. Ale skończyło się tak, jak się skończyło… Nie chciałam do tego wracać, pomimo tego, że miałam związane z nim, piękne wspomnienia. Cieszę się, że nadal z nim utrzymuje kontakt. Wie, że nie winię go za to wszystko, a on wcale nie uważa mnie za kogoś podłego. Po prostu stało się, jak się stało.
- Jak można tęsknić za kimś tak aroganckim oraz chamskim, jak twoja Selenka? Wybacz. Nie mam pozytywnego zdania o niej. Według mnie, to fałszywa przyjaciółka i po prostu osoba, która potrafi spieprzyć nawet długoletni związek. Skoro tak ją kochasz, to czemu do niej teraz nie pójdziesz? No, śmiało –zachęcała go niebieskooka, po prostu cała w nerwach. Czy muszę o tym myśleć? Od zawsze podejrzewałam Miles o coś więcej. „Coś więcej” – znaczy po prostu, że czuje coś do niego. To nie jest zwykłe koleżeństwo, przyjaźń. Momentami myślę, że on by wykonał ten pierwszy krok. Jedyną przeszkodzą jest Selena. To jest największy problem.
- Odezwała się ta, którą rzucił wielki gwiazdor, grający w filmie „Igrzyska Śmierci”. Kobieto, musiałaś być ślepa, skoro tak bardzo Ci niby na nim zależało. Cholera, on był podłym dupkiem. Skoro ty nie chciałaś słuchać mnie, ja nie posłucham Ciebie. Czuję to co czuję. Nie znasz mnie i nie wpieprzaj się w mój związek z Seleną, dobra? –zdenerwowany, skierował się w stronę swojego pokoju. Jego odejście od konwersacji, zakończył zwykłym oraz głośnym trzaśnięciem drzwi. Spojrzałam na zdezorientowaną Miley, której było przykro z powodu tego, co powiedział Justin.
- Czyli to oznacza, że nici ze wspólnej kolacji…? –chciałam rozładować atmosferę, ale jakoś Miley nie było do śmiechu. Po prostu lekko się uśmiechnęła, ale w jej oczach panował gniew oraz smutek. Zrobiła to samo co on – zamknęła się w swoim pokoju, w więzieniu własnych myśli. Znałam ją. Zawsze tak robiła. –Przepraszam was za to wszystko. Nie chciałam by to tak wyglądało…
- Nic się nie stało, tylko coś nieprzyjemnie zaczynacie swą wielką podróż, w Anglii –zaśmiał się mój ojczym. Eddie De La Garza. Ten facet jest cudowny. Po prostu nie ma nikogo lepszego, od niego. Może nie jest taki jak moja mama, ale równie bliski. Jestem mu wdzięczna, że to on przygotował mnie do aktorstwa oraz śpiewu, opłacając moje lekcje. Który normalny by się tak poświęcił, dla jakiegoś bachora? Podejrzewam, że jest takich ludzi bardzo mało, na tym świecie. –Wiesz, może my się rozpakujemy razem z Dianną, a potem spotkamy się na kolacji. Jeszcze nie przywitaliśmy się z Dallas, szukaliśmy jej po całej hotelu, ale nie mogliśmy jej znaleźć…
- Poszła na miasto, o ile się nie mylę. Mówiła, że będziecie później, to się nie dziwię, że jej jeszcze nie ma. Przynajmniej ja wróciłam wcześniej –uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam mojego ojczyma. Uśmiechnął się. Potrafię wykryć uśmiech na twarzy ludzi. Lubię tę umiejętność. A właściwie ją kocham. –Idźcie się rozpakować spokojnie, chwile odpocznijcie. O kolacji was poinformujemy –powiedziałam od razu, kiedy się od niego oderwałam. Posłuchali mnie i ze swoimi bagażami po prostu zniknęli, za zakrętem.
Zastanawiałam się, z kim najpierw rozwiązać całą sytuację. Nie wiedziałam jak zachowuje się Justin, kiedy jest zdenerwowany. Za to kiedy Miley – bardzo. Jej związek z Liam’em, opierał się na częstych kłótniach i wcale tego nie ukrywała. Po prostu żaliła się, z dnia na dzień. Ciągle. A to on był wszystkiemu winny. Stwierdziłam jednak, że najlepiej jak uwolnią się sami od złych myśli, ochłoną i porządnie spotkamy się, a pod wieczór pogadamy znowu jak zawsze. Weszłam nareszcie do swojego pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Od razu otworzyłam okno, by trochę się wywietrzyło. Panowała tutaj taka duchota, której po prostu nie potrafię opisać.
***
- Nialler, nie wierzę w to, że tak normalnie, spotkałeś ją tutaj – w Londynie! –powiedział podekscytowany Harry, spoglądając na mnie, kiedy opowiedziałem im całą historię. Zaśmiałem się. Od zawsze mówił, że jest seksowna, ale chłopcy i tak od zawsze pocieszali mnie tym, że mam u niej większe szanse. - Wiesz, marzenia się spełniają. Piękne motto, które posiada Justin to: „Never Say Never” –puściłem do niego oczko, a on wywrócił oczami. Wytrzymywali jeszcze moje gadania o bogini seksu, ale o idolu nastolatek – nie za bardzo. Chociaż Liam jeszcze jakoś to znosił. Tak, cichy fan Biebs’a. –Umówiłem się z nią na jutro. Poświęca się dla mnie. Powiedziała mi, że zawsze jada posiłki z całą swoją ekipą, ale tym razem zrobi wyjątek.
- I kto mi powie, że ona nie jest kochana!? –wrzasnął Harry, a wszyscy ponownie wybuchli śmiechem. Cóż, u nich to już tak było – śmiali się z byle czego, ważne by humor zawsze dopisywał. –A tak serio, to ruszamy dzisiaj na imprezę do tego nowego klubu?
- Tobie tylko imprezy w głowie –powiedział Malik, nie zwracając nawet uwagi na resztę. Po prostu był zapatrzony w ekran swojej komórki.
- Na ostatniej imprezie dragów nie brałem, to ta piękna dziewczyna, w farbowanych czerwonych włosach, Cię do tego nakłaniała –wzruszył ramionami, a oni wszyscy na niego spojrzeli. Tak – Harry miał tego nie mówić. Byli tylko we dwójkę w klubie, za co nieźle dostało się Liam’owi, który miał od dłuższego zadanie ich pilnować przynajmniej przez większość czasu. –Czekaj, jak ona się nazywała? Jade?
- CZY WY MACIE POJĘCIE, KTO TO JEST JADE!? –krzyknął Liam. Tym razem wszyscy zwrócili wzrok na niego. Chyba poczuł się nijak, kiedy o tym powiedział. Zrozumiał, że będzie musiał się tłumaczyć. –Największa narkomanka, jaką znam. Nie, zaraz po Jenny oraz Sam. Te trzy ćpunki, zawsze się kręcą po klubach. Nie rozumiecie, że możecie wpieprzyć się w coś, w co nie powinniście?
- Liaś, daj spokój. Nie brałem dragów, dobra? Jedyne co robiłem z tą Jade, to było palenie fajek, przed klubem. Nawet mi się nie podoba… -odparł Zayn, momentalnie wstając. Otrzepał się, nie wiadomo z czego i po prostu wyszedł z pokoju. Najwidoczniej nie chciał o niej rozmawiać. Z resztą, nie dziwię się.
- Boże, rozumiem wasze wypady do klubów. Ufam wam jeszcze na tyle, że dacie sobie radę, ale nie przypuszczałem, że zniżycie się do tak niskiego poziomu. Co wam padło na mózg, by po prostu prowadzić nawet chwilową rozmowę o narkotykach!?
- Dobra, spokój! Cieszmy się tym dniem, zaraz będzie piękny zachód słońca –powiedziałem, wpatrując się w okno. Pomyślałem o niej. O jej pięknych włosach, oczach. Po prostu myślałem o niej.
--------------------------------------------------------------------------------
Macie kolejny rozdział, w dopiero rozpoczęty drugi dzień wakacji! Życzę wam udanych wakacji, gorących wyjazdów i po prostu by wszystko co zaplanowaliście – wam się udało! Dziękuje za dużą ilość komentarzy, to pod prologiem, to pod pierwszym rozdziałem. Jesteście niesamowici, i za to wam dziękuje! Rozdział drugi, ze specjalną dedykacją dla Ronnie. Tak, pozdrawiam Cię głupku, i mocno Cię kocham! ♥