sobota, 30 czerwca 2012

O2: "when I close my eyes I think of you"


@misiaaa – Sądziłam, że po pierwszym komentarzu, pod prologiem, będzie łatwo się domyślić, że prolog opisywałam z perspektywy Demi. Z Seleny zrobiłam takie potwora, bo nie przepadam za nią, a czarny charakter mi się troszkę przyda ;) Od samego początku byłam nastawiona na „Nemi Story”, ale to nie oznacza tego, że od razu będą razem.

@Viper ;* - Zawsze trzeba wierzyć w marzenia, więc na pewno Dems Cię kiedyś przytuli! Obiecuję Ci, że kiedyś razem pojedziemy ją spotkać ♥

@Aless. – Ja na początku również stwierdziłam, że rozdział jest dłuższy. Za długi, wręcz. Cieszę się jednak, że dotrwałaś do końca i Ci się spodobało. To wiele dla mnie znaczy!

@Avicii – Boże, dziękuje Ci za to, że musiałaś się męczyć, z dodaniem tego przeklętego komentarza, ale niezwykle pięknego! Dziękuje za niezwykłą pochwałę, i to fakt – staram się opisywać może mało znaczące czynności w całym rozdziale czy opowiadaniu. Momentami wychodzi, czasem nie. Po prostu zależy. A mojego wieku jakoś nie mam ochoty zdradzać :D

------------------------------------------------------------------------------------------------
 
- Odkupię Ci to –zaśmiałam się, patrząc w jego niebieskie oczy. Miały niesamowity kolor. Ludzie wręcz nie mogli uwierzyć, że dwójka takich osób, jest w jednym pomieszczeniu. Dziwię się, że jeszcze nie rzucili się na Justin’a.
- Nic mi nie odkupuj… -pokręcił przecząco głową. Czuł się, jakby było to mało możliwe, że spotkał tutaj i teraz, swoją idolkę. –Nie wierzę, że ty tutaj jesteś! –krzyknął i mocno mnie przytulił. Był taki słodki. Biło od niego takie ciepło. Czułam się świetnie. Nie chciałam, by mnie puszczał. Sam tego nie chciał robić. Jednak wiedzieliśmy, że w końcu trzeba przestać.
- Jestem zwykłą dziewczyną z Ameryki –zaśmiałam się, ukazując moje białe zęby. Nie zwracaliśmy uwagi na innych ludzi, czy na to, że robią nam zdjęcia. Było nam to obojętne. –Wiesz co, ja sama nie wierzyłam, że jak dzisiaj czytałam tutaj napis „One Direction” spotkam tutaj któregoś z was.
- Najwidoczniej marzenia się spełniają. Wybacz za taką reakcję… -przeprosił, zawstydzony.
- Nie przepraszaj mnie. Nie masz za co przecież –zaśmiałam się –Może się przejdziemy? Miles, Justin, idziecie!? –krzyknęłam.
Nagle wszyscy odwrócili głowy. Ups… Uświadomiłam sobie, że mogłam tego nie mówić. Cóż, było za późno. Wiedziałam, że mnie zabiją, ale w późniejszym czasie. Wybuchliśmy śmiechem. Pośpiesznie wyszliśmy i ruszyliśmy przed siebie.
- Hej, skoro tyle się nie nacieszyłeś swoim piciem, to weź ode mnie –podałam mu shake’a –Wypij. Mi osobiście bardzo smakuje.
- Nie, naprawdę. Podziękuje –uśmiechnął się szeroko. Jak zwykle sprawił tym, że wygrał. Wyrzuciłam jeszcze do połowy pełny napój do kosza. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, kiedy nagle zadzwonił jego telefon. –Umm, przepraszam –powiedział zmieszany i odszedł gdzieś.
Usiadłam na jakimś murku i zaczęłam machać nogami. Zupełnie jak jakaś mała dziewczynka. I tak nikomu nie powinno to przeszkadzać. Po chwili ‘wrócił’ do mnie i spojrzał na mnie, swoimi pięknymi, dużymi niebieskimi oczami. Momentalnie się uśmiechnęłam i poczułam jak policzki mi się czerwienią.
- Przepraszam, ale będę musiał iść. Chłopcy, i w ogóle… -spuścił głowę, chcąc ukryć lekki smutek. Po chwili, podniósł ją ponownie. –Mam nadzieję, że trochę tutaj zostajesz.
- Jasne, jestem tutaj cały tydzień. Chociaż kto wie? –zeszłam z murka –Może zostanę tutaj na dwa tygodnie –zaczęłam udawać rozmarzoną, a on się zaśmiał.
- W takim razie, jutro możemy umówić się na lunch albo obiad, na mieście –wzruszył ramionami, jakby chciał to powiedzieć, do zwykłego kolegi z klasy.
- Zazwyczaj jem wszystkie posiłki z moimi przyjaciółmi i ekipą koncertową, ale może tym razem, pozwolą mi się wyrwać –uśmiechnęłam się szeroko, na samą myśl o tym, że jutro mogę go spotkać ponownie.
- W takim razie… Jesteśmy umówieni? –uniósł brew, a ja przytaknęłam. Uśmiechnął się. Idealnie dostrzegłam jego ‘przezroczysty’ aparat na zębach. –Dam Ci mój numer –zaczął grzebać w kieszeni spodni i wyjął małą, pogiętą karteczkę. Podał mi ją, a ja podałam mu swoją.
- Dziękuje. Na pewno zadzwonię albo odezwę się poprzez sms’a –przez ani chwilę uśmiech nie znikał z mojej twarzy –To co? Do zobaczenia? –żegnałam się z nim powoli, bardzo niechętnie.
- Tak, do… do zobaczenia –zanim odszedł, pocałował mnie w policzek. Był wyższy ode mnie. Podobało mi się to, bo przeważnie lubiłam wyższych facetów. I tak byłam niska, jak na wiek dziewiętnaście.
Kiedy odszedł, myślałam tylko o nim. O tym jego zniewalającym uśmiechu, pięknych oczach. Ideał. Po chwili jednak poczułam wibracje. Wyjęłam telefon z ciasnej kieszonki spodni i odczytałam wiadomość.

„thanks, sis. I wanna kill ya -.-„

Mój śmiech po prostu nie mógł ustać, ludzie zwrócili wzrok ku mnie. Uspokoiłam się w końcu, po czym nie odpisałam i tak na niego. Postanowiłam wrócić do hotelu, w nadziei, że tam są lub dotrą. Spacerowałam ulicami Londynu, przypatrując mu się dokładnie. Ta magia miasta. Tyle cudownych ludzi. Po prostu nie wierzę, kiedy ktoś negatywnie wypowiada się o Anglikach. Według mnie, to jedni z cudowniejszych ludzi. Może… Nie znam się na tyle bardzo. W Ameryce jest tak, że tam wszystko jest opisane w krótkim scenariuszu, który jest opisany na korzyść innych. Nigdy na korzyść osoby, która jak zwykle cierpi. Ameryka potrafi wybaczyć. To znaczy – Amerykanie. Od zawsze uczyli mnie, że ludziom należy dawać drugą szansę. Jednak kiedy zaczyna się być starszym, po prostu ludzie uświadamiają sobie, że to jest marne twoich starań. Po prostu ludzie na pewno nie odwdzięczą się tym samym. Dawałam wielu ludziom tyle szans w moim życiu, a jak skończyłam? Dodatkowo jeszcze sama sobie wmawiając, że to ja jestem winna. Nie rozumiałam po prostu siebie, w tamtych chwilach. Wszystko co najgorsze, było przypisane mnie. Jeden wielki horror, napisy przez mojego pana, a mianowicie – Boga. W końcu to on włada naszymi żywotami. Wiem, że to początek dopiero mojego życia. Cały czas doświadczam czegoś nowego i cały czas jestem w drodze ku górze. Lubię to. Lubię uświadamiać sobie, jak wiele jestem warta i jak wiele mogę osiągnąć. Wierzę, że nigdy nie zostanie mi to zapomniane.
Weszłam do hotelu, przypatrując się ludziom, którzy po prostu siedzieli i rozmawiali. Przyznam, że był to naprawdę przytulny hotel. Ktoś do mnie zamachał – odmachałam mu. Nagle po prostu Ci ludzie na mojej twarzy namalowali uśmiech. Kolejny argument na to, by mieć o nich coraz lepsze zdanie. Kliknęłam okrągły przycisk, na metalowej tarczy wbudowanej w ścianę i czekałam chwilę, aż winda zjedzie w dół. Delikatnie stukałam moimi szpilkami, by nie robić wielkiego hałasu. W windzie widniało lustro. Czy mogę to nazwać lustrzaną windą? Zabawnie to brzmi. Cóż, od zawsze bałam się takich wind. Szczególnie wtedy, kiedy czułam się za wszystko winna. Po prostu nie umiałam spojrzeć na siebie, bez żadnych wyrzutów sumienia. Bałam się momentami swojego widoku, swojej twarzy. Nie potrafiłam po prostu być wesoła, ale wiem, że wszyscy tego ode mnie wymagali. Robiłam jak chcieli. Długi czas byłam marionetką ludzi z mojej ekipy, ale w końcu kiedy trafiłam do kliniki, głośno powiedziałam – „Nigdy więcej, nie będziecie za mnie decydować. Jestem tu i teraz, i to ja będę żałować za swoje błędy, błędne decyzje. Nie wy”. Zrozumieli.
Weszłam w korytarz, gdzie stała pokojówka. Jednak nie zwróciła na mnie uwagi. Po prostu była za bardzo zapracowana. Szłam krótkim korytarzem, kierując się pod mój pokój. Wyciągnęłam klucze, które zawsze mam w torebce. Stwierdziłam, że zapominałabym ich zawsze odebrać z recepcji. Kiedy nacisnęłam na klamkę, oraz pchnęłam drzwi – pragnęłam tam wejść, poczuć błogi spokój. Jednak ktoś mi przeszkodził. Ktoś wypowiedział moje imię. Momentalnie przekręciłam głowę w lewo, by móc ujrzeć twarz, tego kogoś.
- Demetria! –zawołała… moja rodzicielka. Łza stanęła mi w oczach. Biegła w moją stronę. Podbiegłam do niej szybciej, i mocno ją przytuliłam. Tak bardzo nie chciałam jej puszczać. Myślałam, że kiedy dowiedziała się prawdy – po prostu mnie znienawidzi. Ale ona była inna. Była bardziej wyrozumiała, niż inne matki, innych dzieci. –Boże, jak ja za Tobą tęskniłam! –powiedziała mi prosto na ucho, kiedy mocno nasze ciała były przywarte do siebie.
- Ja za Tobą też mamo, ja za Tobą też –odszeptałam. Zauważyłam, że w naszą stronę idzie Justin oraz Miley wraz z moim ojczymem. Zagłębili się w dyskusję, na jakiś temat. Nie wiedziałam o co dokładnie chodzi, ale podczas wieczoru postanowiłam ją o to spytać. Od zawsze byłam ciekawska i nie ukrywam tego.
- Tej, pani Lovato. Ja cię zjem za akcję w „Milkshake City”! –krzyknęła w moją stronę, a ja zaczęłam się śmiać. Kiedy oderwałam się od mojej mamy, po prostu pocałowałam ją w policzek na serdeczne powitanie.
- Przepraszam, Miley. Po prostu Niall mnie rozproszył. Spotkałam go po raz pierwszy, to w końcu miałam chwilę, by z nim porozmawiać. To chyba nic złego, prawda? –powiedziałam nieśmiało ostatnie słowa, nawet na nią nie patrząc.
- No tak, zapomniałam! Zapomniałam, że spotkałaś swojego księcia z bajki. Blondyna, o niebieskich, bajkowych oczach. Królewna, bo się zakochasz w chłopaku, co mieszka tutaj w Londynie, a ty na co dzień, jesteś w Ameryce i ciągle jesteś w innym jej zakątku –powiedziała Miley, jakby wiedziała co ma się szykować. Przepowiadania…
- Związki na odległość nie są wcale aż takie złe –wzruszył ramionami Bieber, odzywając się po raz pierwszy chyba. No tak, miał ‘niewielkie’ doświadczenie. –Kiedy Selena wyjeżdża na plan, to tęsknię za nią. To normalne. Telefon czy komunikator Skype, nie daje możliwości przytulenia kogoś czy pocałowania go. Ale chyba sama świadomość obecności, możliwości chwili widzenia swojego ukochanego – jest bardzo cenna. Przynajmniej takie jest moje zdanie –mruknął ostatnie słowa. Na tym zakończył swój wykład, na temat związków. Chciałam mu przyznać rację, jednak… O kim miałabym się wypowiadać w taki sposób? Z Joe starałam się zawsze być bardzo blisko. Ale skończyło się tak, jak się skończyło… Nie chciałam do tego wracać, pomimo tego, że miałam związane z nim, piękne wspomnienia. Cieszę się, że nadal z nim utrzymuje kontakt. Wie, że nie winię go za to wszystko, a on wcale nie uważa mnie za kogoś podłego. Po prostu stało się, jak się stało.
- Jak można tęsknić za kimś tak aroganckim oraz chamskim, jak twoja Selenka? Wybacz. Nie mam pozytywnego zdania o niej. Według mnie, to fałszywa przyjaciółka i po prostu osoba, która potrafi spieprzyć nawet długoletni związek. Skoro tak ją kochasz, to czemu do niej teraz nie pójdziesz? No, śmiało –zachęcała go niebieskooka, po prostu cała w nerwach. Czy muszę o tym myśleć? Od zawsze podejrzewałam Miles o coś więcej. „Coś więcej” – znaczy po prostu, że czuje coś do niego. To nie jest zwykłe koleżeństwo, przyjaźń. Momentami myślę, że on by wykonał ten pierwszy krok. Jedyną przeszkodzą jest Selena. To jest największy problem.
- Odezwała się ta, którą rzucił wielki gwiazdor, grający w filmie „Igrzyska Śmierci”. Kobieto, musiałaś być ślepa, skoro tak bardzo Ci niby na nim zależało. Cholera, on był podłym dupkiem. Skoro ty nie chciałaś słuchać mnie, ja nie posłucham Ciebie. Czuję to co czuję. Nie znasz mnie i nie wpieprzaj się w mój związek z Seleną, dobra? –zdenerwowany, skierował się w stronę swojego pokoju. Jego odejście od konwersacji, zakończył zwykłym oraz głośnym trzaśnięciem drzwi. Spojrzałam na zdezorientowaną Miley, której było przykro z powodu tego, co powiedział Justin.
- Czyli to oznacza, że nici ze wspólnej kolacji…? –chciałam rozładować atmosferę, ale jakoś Miley nie było do śmiechu. Po prostu lekko się uśmiechnęła, ale w jej oczach panował gniew oraz smutek. Zrobiła to samo co on – zamknęła się w swoim pokoju, w więzieniu własnych myśli. Znałam ją. Zawsze tak robiła. –Przepraszam was za to wszystko. Nie chciałam by to tak wyglądało…
- Nic się nie stało, tylko coś nieprzyjemnie zaczynacie swą wielką podróż, w Anglii –zaśmiał się mój ojczym. Eddie De La Garza. Ten facet jest cudowny. Po prostu nie ma nikogo lepszego, od niego. Może nie jest taki jak moja mama, ale równie bliski. Jestem mu wdzięczna, że to on przygotował mnie do aktorstwa oraz śpiewu, opłacając moje lekcje. Który normalny by się tak poświęcił, dla jakiegoś bachora? Podejrzewam, że jest takich ludzi bardzo mało, na tym świecie. –Wiesz, może my się rozpakujemy razem z Dianną, a potem spotkamy się na kolacji. Jeszcze nie przywitaliśmy się z Dallas, szukaliśmy jej po całej hotelu, ale nie mogliśmy jej znaleźć…
- Poszła na miasto, o ile się nie mylę. Mówiła, że będziecie później, to się nie dziwię, że jej jeszcze nie ma. Przynajmniej ja wróciłam wcześniej –uśmiechnęłam się szeroko i przytuliłam mojego ojczyma. Uśmiechnął się. Potrafię wykryć uśmiech na twarzy ludzi. Lubię tę umiejętność. A właściwie ją kocham. –Idźcie się rozpakować spokojnie, chwile odpocznijcie. O kolacji was poinformujemy –powiedziałam od razu, kiedy się od niego oderwałam. Posłuchali mnie i ze swoimi bagażami po prostu zniknęli, za zakrętem.
Zastanawiałam się, z kim najpierw rozwiązać całą sytuację. Nie wiedziałam jak zachowuje się Justin, kiedy jest zdenerwowany. Za to kiedy Miley – bardzo. Jej związek z Liam’em, opierał się na częstych kłótniach i wcale tego nie ukrywała. Po prostu żaliła się, z dnia na dzień. Ciągle. A to on był wszystkiemu winny. Stwierdziłam jednak, że najlepiej jak uwolnią się sami od złych myśli, ochłoną i porządnie spotkamy się, a pod wieczór pogadamy znowu jak zawsze. Weszłam nareszcie do swojego pokoju, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Od razu otworzyłam okno, by trochę się wywietrzyło. Panowała tutaj taka duchota, której po prostu nie potrafię opisać.

***
- Nialler, nie wierzę w to, że tak normalnie, spotkałeś ją tutaj – w Londynie! –powiedział podekscytowany Harry, spoglądając na mnie, kiedy opowiedziałem im całą historię. Zaśmiałem się. Od zawsze mówił, że jest seksowna, ale chłopcy i tak od zawsze pocieszali mnie tym, że mam u niej większe szanse.
- Wiesz, marzenia się spełniają. Piękne motto, które posiada Justin to: „Never Say Never” –puściłem do niego oczko, a on wywrócił oczami. Wytrzymywali jeszcze moje gadania o bogini seksu, ale o idolu nastolatek – nie za bardzo. Chociaż Liam jeszcze jakoś to znosił. Tak, cichy fan Biebs’a. –Umówiłem się z nią na jutro. Poświęca się dla mnie. Powiedziała mi, że zawsze jada posiłki z całą swoją ekipą, ale tym razem zrobi wyjątek.
- I kto mi powie, że ona nie jest kochana!? –wrzasnął Harry, a wszyscy ponownie wybuchli śmiechem. Cóż, u nich to już tak było – śmiali się z byle czego, ważne by humor zawsze dopisywał. –A tak serio, to ruszamy dzisiaj na imprezę do tego nowego klubu?
- Tobie tylko imprezy w głowie –powiedział Malik, nie zwracając nawet uwagi na resztę. Po prostu był zapatrzony w ekran swojej komórki.
- Na ostatniej imprezie dragów nie brałem, to ta piękna dziewczyna, w farbowanych czerwonych włosach, Cię do tego nakłaniała –wzruszył ramionami, a oni wszyscy na niego spojrzeli. Tak – Harry miał tego nie mówić. Byli tylko we dwójkę w klubie, za co nieźle dostało się Liam’owi, który miał od dłuższego zadanie ich pilnować przynajmniej przez większość czasu. –Czekaj, jak ona się nazywała? Jade?
- CZY WY MACIE POJĘCIE, KTO TO JEST JADE!? –krzyknął Liam. Tym razem wszyscy zwrócili wzrok na niego. Chyba poczuł się nijak, kiedy o tym powiedział. Zrozumiał, że będzie musiał się tłumaczyć. –Największa narkomanka, jaką znam. Nie, zaraz po Jenny oraz Sam. Te trzy ćpunki, zawsze się kręcą po klubach. Nie rozumiecie, że możecie wpieprzyć się w coś, w co nie powinniście?
- Liaś, daj spokój. Nie brałem dragów, dobra? Jedyne co robiłem z tą Jade, to było palenie fajek, przed klubem. Nawet mi się nie podoba… -odparł Zayn, momentalnie wstając. Otrzepał się, nie wiadomo z czego i po prostu wyszedł z pokoju. Najwidoczniej nie chciał o niej rozmawiać. Z resztą, nie dziwię się.
- Boże, rozumiem wasze wypady do klubów. Ufam wam jeszcze na tyle, że dacie sobie radę, ale nie przypuszczałem, że zniżycie się do tak niskiego poziomu. Co wam padło na mózg, by po prostu prowadzić nawet chwilową rozmowę o narkotykach!?
- Dobra, spokój! Cieszmy się tym dniem, zaraz będzie piękny zachód słońca –powiedziałem, wpatrując się w okno. Pomyślałem o niej. O jej pięknych włosach, oczach. Po prostu myślałem o niej. 

--------------------------------------------------------------------------------

Macie kolejny rozdział, w dopiero rozpoczęty drugi dzień wakacji! Życzę wam udanych wakacji, gorących wyjazdów i po prostu by wszystko co zaplanowaliście – wam się udało! Dziękuje za dużą ilość komentarzy, to pod prologiem, to pod pierwszym rozdziałem. Jesteście niesamowici, i za to wam dziękuje! Rozdział drugi, ze specjalną dedykacją dla Ronnie. Tak, pozdrawiam Cię głupku, i mocno Cię kocham! ♥

sobota, 23 czerwca 2012

O1: "nothing happens without a reason"


@misiaaa - Czy ja wiem, czy ten prolog był tak tajemniczo napisany? Raczej nie miałam takiego zamiaru, ale jeśli tak go odebrałaś, to w jakiś sposób bardzo się cieszę :) Chociaż sądzę teraz, że pierwszy rozdział może Cię nieco zawieść, ale zobaczymy! 

@ikarolina-styles - Cieszę się, że przekonujesz się do Demi. Jest ona główną bohaterką w tym opowiadaniu i sądzę, że jednak warto przyzwyczaić się do jej osoby. Jeśli tym blogiem, opowiadaniem, a nawet prologiem Cię po woli przekonuje, to jestem z siebie zadowolona i bardzo się cieszę! :D

-----------------------------------------------------------------------------------------

 Przewracając się na boki, tuląc się do kołdry i poduszki, nadal nie zasypiam. Mam dość bezsennych nocy. Kojarzą mi się z dniami, godzinami bez jedzenia. Bądź ciągłego wymiotowania. Nawet po odbyciu leczenia człowiek odczuwa tę chęć ponownego okaleczania się, czy udania się do łazienki, by móc zwymiotować. Nie lubię tego. Wręcz nienawidzę. Trudno się pozbyć tych myśli, ale w końcu ustają. Zegarek pokazuje wczesną godzinę, a ja patrzę na wzbijające się ku górze słońce. Wschód słońca. Rzadko doznaję tego widoku, chociaż teraz mam okazję. Momentalnie na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech, a do pokoju wpadają strumyki światła. Dopiero wtedy przypominam sobie jaki pracowity dzisiaj mam dzień. Spotkanie z fanami – to pierwsza rzecz do wypełnienia dzisiaj, na mojej liście. Śniadanie równo rozpoczyna się o godzinie ósmej, ale i tak gotowa muszę być wcześniej. Podejrzewam, że za dwie godziny do mojego pokoju wparują osoby z mojej wielkiej ekipy. Makijaż, ubiór i dalsze sprawy. Wzdycham jedynie z przekonaniem, że ich wszelkie poprawki miną jak najszybciej. W końcu jestem w UK zaledwie tydzień. Pragnę go spędzić jak najlepiej. Spoglądam na szafkę nocną, na której znajduje się zegarek, chusteczki oraz książka. Porządek gwarantowany. Gwałtowanie wyciągam rękę z pod kołdry, by sięgnąć po książkę, ale powietrze wydaje mi się być zimniejsze niż do tej pory. Wkładam ją z powrotem i zamykam oczy, by móc znowu przyzwyczaić się do normalnej temperatury.
Zasnęłam. Nade mną stoi Selena, Miley oraz Justin. Oh, wspominałam, że przyjechali razem ze mną? Sama byłam zaskoczona tym, że chcieli jechać. W końcu każde z nas było w Wielkiej Brytanii tyle razy i nie było to dla nas jakieś wielce wyjątkowe miejsce. Po prostu Londyn. Jedno z piękniejszych miast, w tym kraju. Lubiłam tutaj być. Chociaż wcześniej dopadała mnie ulewa, burza czy jeszcze inne nieprzyjemne opady atmosferyczne – dzisiaj świeci dla mnie słońce. Świeci ono dla nas. Jest tutaj inaczej niż w Ameryce, ale pomimo tego, przyzwyczajam się.
- Skarbie, pobudka –potrząsnęła mną delikatnie jedna z moich przyjaciółek, a ja się uśmiechnęłam. W końcu nie codziennie człowiek jest budzony przez najlepszych przyjaciół.
- Nie śpię, nie śpię –burknęłam. Przeciągnęłam się, po czym podniosłam i usiadłam, a oni obok mnie. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy, aż w końcu odezwała się Selena.
- Dems, masz dzisiaj pracowity dzień! Ustaliliśmy, że w międzyczasie my pójdziemy na zakupy, a ty po prostu zrobisz to co masz zrobić, i do nas dołączysz –uśmiechnęła się szeroko, w nadziei, że przyjmę to do wiadomości i się z tym zgodzę.
- Przepraszam? Ja nic z Tobą takiego nie ustalałam –burknęła Miles, załamując ręce. Tak, one dwie nigdy się nie lubiły. Co z tego, że na zdjęciach wychodziłyśmy czy one same wychodziły jak najlepsze przyjaciółki. Zdjęcia to zdjęcia, a rzeczywistość to totalnie coś innego. Właśnie dlatego zdziwiło mnie to, że oni jadą ze mną. Domyśliłam się, że dojdzie do drobnych sprzeczek.
- Nie moja wina, że nie przepadamy za sobą, ale ja nie mam zamiaru siedzieć w tym hotelu, w oczekiwaniu na Demi, aż wróci ze wszelkich spotkań i wywiadów –wywróciła oczami –Justin, widziałam na wystawie taką piękną sukienkę. Muszę ją mieć!
Tak – było mi go żal. Dziewczyna zawsze musiała mieć wszystko, a on był zdany na to, by jej to kupić. Ona nic nie dawała mu w zamian. Męczyło mnie to i jego też, ale nie ma odwagi tego powiedzieć. Dziewczyna potrafi zrobić z życia piekło. Kiedy wróciłam z kliniki, spotkałyśmy się dopiero po miesiącu. Wcześniej tłumaczyła się tym, że nie ma czasu. Co naprawdę robiła? Na pewno pojedyncze dni spędzała z Justin’em, ale przecież przez miesiąc nie była przy nim dzień i noc, czyż nie? Zmieniła się. Zmieniła, i to bardzo.
- Wydałem na Ciebie ostatnio tyle pieniędzy. Czy ciągle musimy chodzić na te pieprzone zakupy? Znajdź sobie lepsze zajęcie, ja wolę posiedzieć w hotelu z Miley, niż chodzić tyle czasu po sklepach –odezwał się. Nareszcie w sposób, jaki pragnęłam. W końcu musiał jej pokazać, że nie pozwoli jej, ciągle sobą manipulować. – To co, jakie plany na dziś? –tym razem zwrócił się do mnie.- Tak na sam początek to spotkanie z fanami, potem krótki wywiad i jestem przez większość czasu wolna. Chciałam wpaść późnym popołudniem do „Milkshake City”, bo tak naprawdę pomimo tego, że byłam w Londynie kilka razy – tam jeszcze nie zagościłam –odpowiedziałam mu, a on się szeroko uśmiechnął. Lubiliśmy wszelkie takie wypady. Londyn to miasto rozrywek. Tutaj da się zrobić totalnie wszystko.
- Chcecie się opychać shake’ami? –prychnęła Selena, a ja spojrzałam na nią z gniewem w oczach. – Widać, że popołudnie spędzicie beze mnie. Do zobaczenia na śniadaniu – obrażona, wyszła z mojego pokoju, a ja wybuchłam szczerym śmiechem. Przyjaciele spojrzeli na mnie, jak na idiotkę, a ja jedynie wzruszyłam ramionami. Przeżywałam te akcje miliony razy, w swoim całym życiu. Wrażenia to na mnie nie robiło.
- Właśnie, skoro po kłótni, to dzisiaj ekipa przygotowawcza daje Ci wolną rękę, i możesz założyć na siebie to co chcesz –powiedziała brunetka, a ja przytaknęłam. –Jak będziesz gotowa, to zejdź na dół, na śniadanie –oboje się podnieśli z mojego łóżka i wyszli, delikatnie zamykając za sobą drzwi.
Podniosłam się z łóżka i skierowałam w stronę łazienki, która była połączona z moim pokojem hotelowym. Sięgnęłam po szczoteczkę do zębów, nabrałam na nią pasty i kilkanaście razy przejechałam nią po moich białych zębach. Paląca mięta z rana. Wypłukałam usta i zakręciłam wodę. Wyszłam z pomieszczenia i stanęłam przed szafą. Otworzyłam ją, i ubrałam się w wygodne ubranie, by większość dnia spędzić po prostu luźno. Przeczesałam włosy i nałożyłam delikatny makijaż. Założyłam jedną z moich ulubionych par szpilek z ćwiekami. Uwielbiam buty. Zawsze gdy kupuje kolejną parę, cieszę się jak małe dziecko. Dają mi one po prostu radość. Sięgnęłam po torebkę, która leżała na fotelu. Wrzuciłam do niej jeszcze telefon i kilka innych rzeczy. Zamknęłam pokój na klucz i skierowałam się w stronę windy. Rozejrzałam się, ale nikogo konkretnego nie dostrzegłam. Kiedy metalowe drzwi otworzyły się przede mną – weszłam do środka i nacisnęłam na jeden z przycisków. Po woli winda kierowała się na dół, a ja nuciłam coś pod nosem.
- Jesteś już! –objęła mnie ramieniem Miley, kiedy wyszłam z windy. Musiała na mnie po prostu czekać. –Styliści chcą Cię zobaczyć i jeszcze chcemy obgadać cały plan dnia.- Skarbie, już nie udawaj takiej wielkiej mojej Pani Menager –zaśmiałam się i delikatnie pocałowałam ją w policzek –Selenie przeszło, czy nadal stroi fochy i rozmawia z Justin’em, o sukience z wystawy?- Proszę Cię. Myślałam, że rozszarpię ją na miejscu, a Justin’owi „pogratuluje” takiej jędzy, za dziewczynę –wywróciła oczami i skierowałyśmy się w stronę innego pomieszczenia. Kiedy weszłyśmy do jadalni, wszyscy zaczęli nam machać, byśmy ich zauważyli.
- Ooo, widzę, że dobre śniadanie się szykuje! –zatarłam ręce, po czym usiadłyśmy na swoich miejscach. Osoby przy stole powitały nas szerokim uśmiechem, i codziennym pytaniem „Jak się spało?”. Wspólne śniadania, poranki – coś co kocham, i co daje mi radość każdego dnia.
- Tata napisał, że dojedzie razem z mamą tego wieczora, także mamy na nich czekać –oznajmiła Dallas, moja siostra. Doskonała piosenkarka i aktorka. Kocham ją nad życie. Zawsze mnie wspierała i wspiera do tej pory. Jestem jej wdzięczna za wszystko.- Rozumiem –odpowiedziałam, smarując chleb masłem –Przecież nie wybieramy się na jakąś imprezę, prawda? –spojrzałam na Miley, która momentalnie oderwała się od jedzenia. Oczy aż jej się zabłyszczały. –W takim razie, o której mają przylot?
- Nie mam pojęcia. Powiedzieli, że będą dzwonić, jak będą już na lotnisku –uśmiechnęła się szeroko.
Po szybkim śniadaniu, pożegnałam się z przyjaciółmi i kilkoma innymi osobami. Wyszłam z hotelu, gdzie szybko podpisałam się małej grupie fanów, na moich zdjęciach. Uśmiechałam się przez cały czas, bo kocham ich obecność. Z resztą… Kiedy to ja się nie uśmiecham!? Wsiadłam do czarnej limuzyny która na mnie czekała i ruszyliśmy. Włożyłam słuchawki do uszu, by chociaż na około dwadzieścia minut, odizolować się od tego wszystkiego. Zamknęłam oczy i delikatnie oparłam głowę o szybę. Nie zasypiałam. Wsłuchiwałam się w delikatne brzmienia piosenki i w jej słowa. Chwilę potem, usłyszałam głos kierowcy. Poinformował mnie, że zaraz będziemy na miejscu. Westchnęłam. Marker wsadziłam do kieszeni w mojej marynarce. Poprawiłam włosy i nagle rozbiegły się krzyki, piski. Drzwi się otworzyły. Wyszłam z limuzyny, a tłum zaczął krzyczeć moje imię. Moje policzki lekko się zaróżowiły. Usiadłam przy wielkim stole, gdzie czekała sterta markerów, plakatów, zdjęć z moim wizerunkiem. Kolejka powoli zaczęła się ustawiać, więc i ja musiałam być gotowa jak najszybciej. Kilka minut potem – zaczęliśmy.
Mijało to szybko. Pierwsza osoba, 10, 50, 100, 300, 1000 i tak dalej. Nie wierzyłam, że w tak krótkim czasie, poznam ponownie tyle cudownych ludzi! W moją stronę zawsze kierowały się podziękowania, drobne prośby. Pomimo tego, że był to Londyn, to było tutaj mnóstwo ludzie nie stąd. Podobało mi się to, że z dnia na dzień, poznaje ludzi, o różnorakich narodowościach.
- Czy mogę Cię przytulić? –usłyszałam nagle. Stała naprzeciwko mnie mała dziewczynka, o brązowych oczkach i hebanowych włosach, z starszą od niej blondynką. Domyśliłam się, że to musi być ktoś z jej rodziny.
- Przykro mi, ale Panny Lovato… -zaczął ochroniarz, a ja mu przerwałam, podnosząc się.
- Nikt nie będzie zakazywał mi mieć kontaktu z moimi fanami, dobrze? –odpowiedziałam jak najłagodniej. Przeszłam kilkanaście kroków, by móc przytulić małą dziewczynkę. Była taka malutka, krucha. Każdy uścisk od fana, dawał mi wyjątkowe ciepło. Kiedy się od niej oderwałam, jej starsza siostra zrobiła nam zdjęcie. Podziękowały ślicznie i odeszły. Przez późniejszy, dłuższy czas – ciągle miałam je w pamięci. Zawsze znajdzie się ktoś, kto specjalnie przykuje twoją uwagę. To niezwykłe, jak łatwo to zrobić.
Otarłam czoło z potu i sięgnęłam po kubek z wodą. Upiłam z niej kilka łyków i ostrożnie odstawiłam. Koniec dnia tutaj. Zegarek wskazywał pierwszą. Przeciągnęłam się i wstałam z niewygodnego siedzenia. Skierowałam się w stronę wyjścia, gdzie od razu po opuszczeniu pomieszczenia, wsiadłam do limuzyny. Powrót do hotelu. Fani jeszcze do mnie machali, a ja uśmiechałam się szeroko na ich dalszy widok.- No i jak tam? –spytała mnie Miley, gdy stanęłam na środku holu. –Jak spotkanie z fanami?
- Było niesamowicie! –odpowiedziałam –Wiesz, że kocham te spotkania. A jak wy się bawiliście? Nadal macie ochoty na wypad do „Milkshake City”?
- Jasne, że tak. Z Tobą, to nawet na koniec świata! –zaśmiała się, a ja ją mocno przytuliłam. Jest taka kochana. Lepszej przyjaciółki mieć nie można. –No to co? Mam jechać po Justin’a i się zbieramy czy chcesz chwilę odpocząć? –spytała.
- Wiesz, zjadłabym coś –burknęłam, rozglądając się –Jest gdzieś reszta, czy zjemy same?- Pragnę jak najszybszego obiadu i chyba nie warto tutaj ściągać całej ekipy. Wszyscy się gdzieś rozeszli, tak czy siak –wzruszyła ramionami i spojrzała w stronę windy –Justin! –krzyknęła na sam jego widok, a ludzie nagle ucichli.
- Kobieto, nie wszyscy muszą wiedzieć, że sławny Bieber przyjechał do miasta, zwanego Londyn! –szturchnął ją.- Daj spokój! Szkoda, że jakiejś fanki pod prysznicem nie znalazłeś –wybuchła śmiechem, a my razem z nią. Typowe żarty, dla naszej trójki. –No przepraszam. Chodź, dam Ci buziaka.
- W usta czy w policzek? –uniósł brew, a ja przerażona na nich spojrzałam. Lubiłam te żarty, ale momentami miałam wrażenie, że zaraz zdarzy się coś nieźle głupiego i coś, czego potem mogą żałować.
- W usta od razu, głupku. Masz dziewczynę –uśmiechnęła się lekko i pocałowała go delikatnie w policzek –No to skoro jesteśmy po zbędnym całowaniu, chodźmy zjeść ten obiad.
Nasza ekipa, już naszykowała dla nas obiad, więc tak czy siak – spotkaliśmy się przy stole. Zdziwiło mnie to, że Selena już nie jest taka nerwowa. W końcu jednak sprawa się wyjaśniła.- Kiedy wy teraz wyjdziecie na te wasze napoje, wyciągnęłam twoją stylistkę na zakupy –uśmiechnęła się w moją stronę szatynka, jakbym miała jej gratulować, że wygrała jakąś nagrodę lub coś w tym stylu. Spojrzałam na wszystkich i po prostu milczałam. Po chwili wróciłam do jedzenia jak cała reszta.
- Dobra, to my będziemy się chyba zbierać –odsunęła się od stołu Miley, jakby po prostu miała wszystkich dość i chciała stamtąd uciec jak najszybciej –Bawcie się dobrze na tych zakupach, może coś ciekawego tutaj kupicie –mruknęła w stronę Seleny, nawet na nią nie patrząc.
- JA PROWADZĘ! –pierwszy wyrwał się Justin, który trzymał kluczyki od samochodu Panny Cyrus.
- Ty, oddawaj to! –krzyknęła i zaczęła go gonić. Selena patrzyła w ich stronę ze złością, ale pocieszał ją chyba tylko jeden fakt. Było tak czy siak widać, że wcale jej na nim nie zależy.
- Chodźcie! –powiedziałam i wyszłam razem z nimi z hotelu.
Skierowaliśmy się w stronę parkingu, na którym stał samochód Smiley. Justin w końcu ją uprosił na tyle, że pozwoliła mu siąść za kółkiem. Śmiałyśmy się, że nie dojedziemy tam żywe, ale jak się okazało – z chłopaka był lepszy kierowca, niż ze mnie. Z uśmiechem na twarzach, weszliśmy do lokalu, gdzie zamówiliśmy swoje napoje. Spojrzałam na ‘Menu’.
- Shake One Direction… -szepnęłam sama do siebie, jednak z myśli wyrwał mnie Justin, który podał mi mojego shake’a –Dziękuje –uśmiechnęłam się w jego stronę i usiedliśmy do stolika.
- Mmm, to był doskonały pomysł, z przyjazdem tutaj! –powiedziała, popijając napój, który był faktycznie zadowalająco dobry –Wiecie co? Za nasze zdrowie! –cała nasza trójka uniosła shake’i i wszystkie trzy uderzyły o siebie. Zaczęliśmy się śmiać, kiedy nagle nasz śmiech został zakłócony, przez donośne piski. Nie odwracaliśmy nawet głowy w tamtą stronę, bo uważaliśmy, że nie warto. Pewnie znowu jakaś brytyjska mało sławna gwiazdka, albo przynajmniej tutaj, więc nie ma na co patrzeć.
Po woli piliśmy, rozmawialiśmy o wszystkim. W końcu jednak pragnęłam zobaczyć, kto tutaj jest na tyle ceniony, że wszyscy tak nagle zaczęli skakać z radości, piszczeć i robić inne cuda. Odwróciłam głowę i zobaczyłam jedynie przy kasie blondyna. Nie widziałam jego twarzy. Nikt konkretny nie przychodził mi do głowy. Nikomu z nas. Tak czy siak, dwójka moich przyjaciół była pochłonięta rozmową, a ja ciągle się wpatrywałam i wręcz czekałam, aż odejdzie od miejsca zapłaty. Kiedy dostał napój do ręki, odwrócił się. Niall. Sławny Niall Horan, z zespołu One Direction. Dla mnie było wszystko jasne. Totalnie wszystko. Nagle spojrzał w moją stronę i shake który przed chwilą dostał do rąk, spadł na jego buty, chlapiąc przy tym nogi i buty innych oraz swoje własne spodnie. 


----------------------------------------------------------------------------------------- 

MACIE PIERWSZY ROZDZIAŁ! Jak już się domyśliliście, nijak potrafię pisać, ale powtórzę to. Jeśli by wkradły się jakieś literówki, czy przekręciłabym cokolwiek - to przepraszam. Śpieszyłam się, by dodać to, po jak najkrótszym czasie, chociaż minęło go trochę więcej, niż się spodziewałam. Postanowiłam, że będę odpowiadała na niektóre komentarze, zawsze na początku rozdziału! Więc jeśli macie jakieś pytania, to po prostu piszcie, a ja zawsze na nie odpowiem ;) Wasze komentarze pod prologiem wywołały u mnie taki uśmiech, że jestem wam po prostu niesamowicie wdzięczna! Dziękuje wam, naprawdę! ♥

czwartek, 14 czerwca 2012

Prolog.

Czy tak ciężko zostać znienawidzonym? Przez rodzinę, przyjaciół i… ‘fanów’? Wiedziałam, że ta sytuacja nie może trwać w nieskończoność. Że w końcu to wyjdzie na światło dzienne. Nawet jeśli tego nie pragnęłam. Bałam się tego momentu. Słusznie. Zostałam znienawidzona. Za własne błędy. Nikt nigdy nie zrozumie tego, jak bardzo pragnęłam przestać. Jednak jak można ot tak, odrzucić od siebie żyletkę, a dodatkowo wspomnienia? Czasami chciałabym ciągle krzyczeć, jak bardzo też nienawidzę samej siebie. Że jestem tą najgorszą, z najgorszych. Nie. Wcale nie jestem. Nie byłam, nie jestem i nie byłam. Ciągle to sobie wmawiam. Ze skutkiem? Leczenie w klinice nie pozwalało mi na wiele. Nie ukrywam tego, że czułam się jak w więzieniu. Patrzyłam na siebie z jeszcze większą odrazą, ale na te kobiety również. Jednak miałyśmy podobne problemy. To nas połączyło. Dzięki tamtym ludziom, jestem tutaj gdzie jestem. Jednak nie tylko dzięki nim. Pomimo tego całego leczenia, wierzę, że ktoś ze mną został. Że nie jestem sama. Mam ich – Lovatics. To oni są moją rodziną. Byli, są i będą. Na zawsze. To dzięki nim pnę się na szczyt, gonię swoje nowe marzenia. To dzięki nim jestem silna i pragnę tutaj być. Im zawdzięczam wszystko.

--------------------------------------------------------------------------

Przebrnęłam w końcu przez to wszystko i dodaje prolog! Wiem, że późno, ale mój blogspot szalał i nie chciał nic dodać. Krótkie, bo krótkie. Zobaczymy, czy efektowne.