środa, 26 września 2012

O6: "please let me ask how's your plan about our life"


(D)
-Ciężka noc, czyż nie? -zaśmiałam się, spoglądając na Miley, podczas śniadania.
-Tak, ta wyjątkowo szczególnie -uśmiechnęła się lekko -Co tak pusto dzisiaj przy tym śniadaniu?
-Rodzice musieli gdzieś pojechać, Dallas pewnie gdzieś Madison wyciągnęła, a reszta... To nie mam wręcz pojęcia.
-Miałam z Tobą pogadać po gali, no nie? -zaczęła ponownie temat.
-Tak, coś wspominałaś -odparłam, przygryzając kromkę chleba z serem.
-W takim razie, może po śniadaniu? Bo widzę, że zbliża się królowa demonów i jej królewicz -mruknęła chamsko na ich widok, a ja się zaśmiałam pod nosem.
-Ominęło nas coś ważnego? -spytał chłopak, całując mnie w policzek na przywitanie, po czym zasiadł do stolika.
-Nie, skądże -zaprzeczyłam.
-Szkoda, że nie dotrwałaś do końca after party -wybuchnęła śmiechem Selena.
-Jakoś nie miałam ochotę wrócić pijana do hotelu, by ludzie mi robili naokoło zdjęcia -puściłam do niej oczko, mówiąc w myślach, jak bardzo irytuje mnie jej zachowanie.
-A ktoś wrócił pijany? Tutaj może nie, ale...
-Gdybyś widziała chłopaków z One Direction -tym razem śmiech dochodził ze strony Justin'a.
-Pewnie u nich to żadna nowość -wzruszyłam ramionami.
-Ta, ale gdybyś widziała co oni wyprawiali.
-Spokojnie, kiedyś się dowiem.
Wszyscy umilkli. Przez chwilę nikt z nas nie był w dobrym humorze. Miley wykręciła się z dalszego śniadania tekstem, że musi iść coś załatwić na górze, a  ja zostałam sam na sam z Justin'em i Seleną. Ona jednak nijak zwracała na nas uwagę, bo telefon i sms'owanie jest ważniejsze od przyjaciół. Czego się można spodziewać po tylu latach znajomości.
-Dobra, ja się zacznę pakować, bo za niedługo wyjeżdżamy, a nie chciałabym się pakować na ostatnią chwilę. Do potem -powiedziałam szybko i opuściłam stolik, mając nadzieję, że żadne z nich mnie nie dogoni, ani nie zatrzyma.

*

(N)
-Chłopcy, pozmienialiśmy trochę wasz grafik koncertów i... -zaczął Paul, z samego rana. Otworzyłem jedno oko, by móc chociaż go jakoś widzieć. -Żartujecie sobie ze mnie. Wiem, że była gala i wróciliście schlani, za co się oberwie Ed'owi, ale wstajemy, natychmiast. Mamy wiele spraw do przegadania.
-Człowieku, jest środek nocy, daj nam spać -mruknął Harry.
-Styles, jeszcze oberwiesz za takie odzywki -burknął.
-Dobra, już wstaję, no... -odpowiedział marudnie -Ale my bynajmniej razem wróciliśmy, a nie to co Niall, który nas zostawił i pojechał sobie do swojej dziewczyny i wrócił dopiero nad ranem. Go powinieneś opieprzyć, a nie nas.
-Jeszcze jedno słowo, a będziesz robił pranie przez tydzień -powiedział już zirytowany mężczyzna.
-Nie każ nas na to, Paul -pisnął Liam.
-Jak Harry robił kiedyś pranie, to połowa ciuchów poszła do wyrzucenia, bo wszystko przybrało lekki, pedalski odcień różu -wywrócił oczami mulat. Po tych gadkach byliśmy bynajmniej już wszyscy na nogach, co było pewnie plusem dla Paul’a.
-O waszych pseudo pedalskich ciuchach, zachowaniu Niall'a i grafiku koncertów porozmawiamy za chwilę. Macie się ubrać i widzę was za dziesięć minut w salonie -Paul wyszedł, zostawiając nas samych.
-Ten człowiek nie ma serca, normalnie -Harry przycisnął twarz do swojej ulubionej poduszki, po czym  z powrotem rzucił ją na niepościelone łóżko.
-Nie dość, że taki syf już tam masz, a ty musisz większy robić -westchnął Louis.
-Też Cię kocham, Lou -wywrócił oczami.
Szybko się ubraliśmy i byliśmy gotowi, do rozpoczęcia dnia. Myślałem, że nikt nie zauważył, że wróciłem z rana do domu. Jednak tak, do tego pamięć mają nieziemską. Stawiliśmy się w salonie, gdzie czekały też dla nas kanapki i herbata, w ramach śniadania.
-Skoro jesteśmy wszyscy, to możemy zaczynać. Może najpierw porozmawiamy o... Właśnie, o twoim powrocie Niall, dopiero z rana -zwrócił wzrok ku mnie.
-To chyba nie jest temat, na który muszę się wypowiadać, prawda? To jest moja sprawa i nie każdy powinien o niej wiedzieć.
-Ale to twoi przyjaciele. Chyba, że lubisz oszukiwać przyjaciół, to już nie nasz problem..
-Nie wmawiaj mi czegoś, co nie jest prawdą. Nie miałem ochoty na imprezowanie, to odwiozłem ją i zaproponowała mi noc u siebie, tak? To jest oczywiste, a wy robicie z tego wielkie halo.
-Robimy, bo skąd mieliśmy wiedzieć gdzie byłeś i co robiłeś tej nocy?
-To już wiecie. Jeszcze jakieś pytania?
-Nie. Nie rozumiem jedynie tego, czemu nagle stałeś się taki chamski wobec nas -pokręcił głową, biorąc łyk gorącej herbaty do ust.
-To nie jest coś w formie bycia chamskim, tylko odrzucanie propozycji, która ma na celu bym wam się wyspowiadał. A tego nie mam zamiaru robić i tyle –wytłumaczyłem.
-Dobrze, oczywiście… -machnął ręką Paul –A więc, pamiętacie jak długo zastanawialiśmy się nad waszym support’em przed koncertami w tej trasie? –wszyscy kiwnęli głowami –Znalazłem więc oto wam doskonałą wokalistkę, która mam nadzieję, że sobie idealnie poradzi –uśmiechnął się.
-Znamy ją?-spytał mulat.
-Oczywiście, nawet doskonale. A chyba najlepiej to Harry –zaśmiał się.
-Kto to jest? –zdziwił się, Louis, nie zastanawiając się nawet dokładniej nad tym i chciał od razu poznać odpowiedź.
-Cher, drodzy panowie –wypowiedział jej imię, a ona pojawiła się w salonie.
-CHER! –krzyknęliśmy wszyscy w tym samym czasie i przytuliliśmy dziewczynę, która tylko się zaśmiała. Była ucieszona na nasz widok, tak samo jako my na jej widok. Dawno się nie widzieliśmy, ale było to oczywiste, ze względu na nasze zawody.
-Zostawiam was samych. Dawno się nie widzieliście, więc pewnie chcecie trochę porozmawiać o wszystkim i o niczym –niechętnie przyznał Paul –Wrócę za jakieś 30 minut, a wtedy wszystko obgadamy. Pasuje? -wszyscy kiwnęli głowami, a Paul opuścił salon.
-No więc… Cher, gdzieś ty się podziewała tyle czasu?! –spytał Louis, mając cały czas uśmiech na twarzy.
-Trochę tu, trochę tam –zaśmiała się –A tak naprawdę to po prostu koncerty zabierały mi mnóstwo czasu i nie miałam nawet kiedy odnowić naszej x factor’owej przyjaźni –przyznała, z przykrością –Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
-Skąd! Domyślamy się, ile czasu Ci to zabiera, przecież mamy ten sam zawód na głowie –wzruszył ramionami Liam.
-No właśnie, jak to jest być uwielbianym przez większość nastolatek na tym świecie? –skierowała pytanie do nas wszystkich.
-Wszystko jest świetnie, pomimo niektórych głośnych pisków oraz braku czasu na życie prywatne –westchnął Zayn.
-No tak, Zayn… Ty zawsze chciałeś mieć wszystko po swojemu.
-Bywa –uśmiechnął się.
-Rozumiem was idealnie, ale pomimo tych małych minusów, to chyba wszystko jest w porządku, prawda? W końcu zawsze powtarzaliście, że chcieliście osiągnąć tak wielki sukces i nareszcie się wam to udało. Jestem z was dumna, chłopcy!

*

(D)
-Mów o co chodzi –usiadłyśmy w jej pokoju hotelowym.
-Nie wiem co się nagle stało Justin’owi, ale.. ten dzieciak oszalał –westchnęła.
-Konkretniej? –nie rozumiałam w ogóle o co chodzi.
-Zabijesz mnie za to, co zaraz powiem, bo wiem doskonale, że nie miałam do tamtego wracać, ale… Pamiętasz gdy mówiłam, że się umówiłam? Wyszłam wtedy z Liam’em –przełknęła głośno ślinę, a ja spojrzałam się na nią jak na idiotkę. Już chciałam coś mówić, ale wyprzedziła mnie. –Kiedy wracałam, Justin złapał mnie przy windzie, zaczął gadać jakieś głupoty, co ja ze sobą zrobiłam, jeśli chodzi o te włosy i… Potem jak wyszliśmy na hall, on po prostu… on po prostu mnie pocałował…
-Wiedziałam. Miley, mu na Tobie zależy. Dla niego Selena jest nikim. To Tobie by wolał kupować drogie ciuchy, trzymać Cię za rękę, całować i pokazywać, że należysz tylko do niego. A Liam? Nie powinien się już dla Ciebie wcale liczyć. On nie jest dla Ciebie odpowiedni, rozumiesz? Zranił Cię, a ty mu postanowiłaś znowu zaufać. Sądzisz, że to dobra decyzja?
-Nie mam pojęcia, ale musiałam się zgodzić. Prawda jest taka, że strasznie za nim tęskniłam. Brakowało mi go. Dlatego postanowiłam po prostu zrobić coś takiego, spotkać się z nim, odnowić to wszystko. Może postąpiłam głupio, nie wiem. Nie wiem, dowiem się dopiero za niedługo. Zdziwiło mnie jedynie to, że przyjechał tutaj. Dla mnie. Sam tak powiedział.
-A wierzysz w jakieś jego słowo? Miley, przecież on kłamał, że Cię kocha. Gdyby mnie tak facet zranił, nie byłabym w stanie zaufać mu już nigdy więcej!
-Tak, ale ja go nadal kocham, w porządku? Nieważne co.
-Chyba nie wiesz co mówisz.
-Wiem, bo to są moje słowa i będę ich przestrzegać. Sama wiem, co mówię i co jest prawdą, bo jestem sobą i chyba znam najlepiej własne uczucia. A ty… Czemu ty się oszukujesz?
-Ja? Niby w czym? –zabrzmiało to tak strasznie, ale jednocześnie śmiesznie, że mój umysł robił dwie rzeczy jednocześnie.
-Najpierw udajesz dla Niall’a wielką przyjaciółkę, a potem po prostu go odrzucasz. O co w tym chodzi? W co ty z nim grasz?
-Ty tego nigdy nie zrozumiesz… -pokręciłam głową –Nie odrzucam go z własnej woli, tylko dlatego, że tak jest dla nas lepiej.
-Znam pretekst „tak będzie dla nas lepiej” i uwierz, że ja w to nie uwierzę. Nie jestem taka głupia. Gubisz się we własnych uczuciach, bo boisz się przyznać, że potrzebujesz kogoś, po tak długiej przerwie.
-Nie, to nie prawda…
-Demi, to jest do cholery prawda! Bo boisz się odrzucenia, jakie pokazał Ci Joe. Niall nie jest taki. Zaufaj mu do cholery i pokaż, że czujesz to samo, co on do Ciebie.
-Gdybym mu to pokazała to, to by było okazywanie fałszywych uczuć z mojej strony, a nie chcę tego. Nie chcę mu robić nadziei, chociaż chyba już to dawno zrobiłam..
-Właśnie. Więc zanim zaczniesz oceniać uczucia innych, zastanów się nad swoimi, w takich kwestiach.
-Tylko to nie ja w kwestiach miłości sięgałam po alkohol, bo czułam stratę i bezsilność, i zamiast iść wyznać to swoim przyjaciołom, upijałam się do nieprzytomności w pobliskich klubach –wydarłam się na nią, cała zdenerwowana.
-Och, to nie ja przez swojego byłego chłopaka się cięłam, udawałam biedną gwiazdeczkę, trafiłam do kliniki i teraz udaję idolkę dla każdego na tym pieprzonym świecie!
Spojrzałam na nią. Była zdenerwowana. A ja? Ja bardziej czułam smutek, pomieszany ze złością. Łzy stanęły mi w oczach. Pokręciłam głową i zostawiłam ją w pokoju samą, słysząc za sobą tylko ciche „Demi, przepraszam”.

*

(N)
-A więc wszystko jasne? –spytał Paul, po długim wykładzie, który dotyczył trasy koncertowej. Kiwnęliśmy głowami, a on się uśmiechnął. –Pamiętajcie, zacznijcie pakować się dzisiaj wieczorem, bo wieczorem na następny dzień mamy wylot i nie chciałbym się spóźnić. Dodatkowo te fanki na lotniskach –wzdrygnął, a my się zaśmialiśmy –Dobra, miłego pakowania, do zobaczenia wieczorem na kolacji.
-Nie wierzę, że nareszcie się uwolnię od zakątków Wielkiej Brytanii –powiedział Harry.
-A czy ktokolwiek wierzy? –uśmiechnąłem się szeroko.
-Tak, ty wyjątkowo się pewnie cieszysz, bo będziesz bynajmniej ze swoją księżniczką –Zayn walnął mnie w ramię, a ja zmierzyłem go wzrokiem. Drażniło mnie to. Już nawet nie bawiło.
-O kogo chodzi? Czemu ja zawsze nic nie wiem!? –Cher spoglądała na każdego z nas, ale jej wzrok utkwił na mnie.
-Chodzi o to, że Niall spotyka się ze sławną Demi Lovato –wytłumaczył Louis.
-Żartujecie? –dziewczyna nie mogła uwierzyć. Pomimo tego, radosny i szeroki uśmiech stanął na jej twarzy. –Jejku, to gratuluję Niall! –zerwała się z kanapy i przytuliła mnie.
-Nie ma mi czego gratulować –westchnąłem, gdy oderwała się ode mnie.
-Przesadzasz pewnie –machnęła ręką.
-Nie, mówię serio. Daje mi jasno do zrozumienia, że nic z tego nie będzie. Ale bardziej po słowach, niż uczynkach.
-Może zmienimy temat? –wtrącił się ponownie Louis.
-Umm… Ja bym musiała się już ogólnie zbierać, bo skoro jutro wieczorem mamy wylot, to muszę się spakować. Mam nadzieję, że to będzie przyzwoita trasa koncertowa! –zaśmiała się.
-Oj, musimy wszystko powtórzyć i odnowić. A podczas tej trasy idealnie nam się to chyba uda. Dlatego świetnie się składa!
-W porządku. Do zobaczenia chłopcy! –pocałowała każdego w policzek, po czym wyszła z pomieszczenia.

-----------------------------------------------------------------------------------------

Cieszę się, że nareszcie mogę dla was wstawiać rozdziały systematycznie :) 
Powiem szczerze, że nijak mi się ten rozdział podoba, aczkolwiek chyba były już gorsze na tym blogu.  Jeśli pojawiają się literówki, błędy - pamiętajcie, że strasznie was za nie przepraszam, bo staram się jak mogę. Widzę, że w ciągu roku szkolnego coś słabo u was z komentarzami, ale nie mam wam tego za złe, by nie było! Jak zauważyliście, powoli będziemy rozstawać się z Londynem i 'przeprowadzać' do Stanów Zjednoczonych :) Wprowadziłam do opowiadania pewnie długo wyczekiwaną Cher i mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, jak nie będą systematycznie pojawiały się wszystkie osoby, które  są dodane do zakładki "Bohaterowie", ale ten blog na początku miał wyglądać totalnie inaczej i pewnie teraz większość opisów się nie zgadza. Jednak bez obecnego pomysłu, ten blog byłby naprawdę dziecinnie pisany. O ile teraz nie jest ;)

piątek, 21 września 2012

O5: "i cannot keep what isn't mine"



(D)
Błyski fleszy, uśmiechające się gwiazdy na czerwonym dywanie. Doświadczałam tego kilkanaście razy, ale po raz pierwszy w Londynie! Czułam się niesamowicie. Sukienka idealnie przylegała do mojego ciała, włosy były spięte w elegancki kok, moją twarz ozdabiał delikatny makijaż. Tego wieczoru czułam się piękna. Kiedy zeszliśmy z czerwonego dywanu, skierowaliśmy się do hali, w której miała się odbyć gala tego wieczoru. Tyle gwiazd przechodziło obok mnie. Czułam się jak mała, zakłopotana dziewczynka w wielkim świecie gwiazd, pomimo tego, że mam prawie dwadzieścia lat życia za sobą. Zajęliśmy stolik, który dzieliłam z moją rodziną i przyjaciółmi. Z lewej strony miała zasiąść ekipa serialu Glee, na co się uśmiechnęłam. W końcu Kevin jest moim przyjacielem tyle lat. Uwielbiam tego chłopaka. Zaś z prawej strony... Na stole widniała karteczka, a na niej napis "One Direction". Uśmiechnęłam się lekko. Po chwili cała hala była zapełniona ludźmi, którzy głośno wymieniali zdania na różne tematy, przed rozpoczęciem gali. Nie zauważyłam nawet kiedy chłopacy zasiadli do swojego stolika. Spojrzałam w ich kierunku. Śmiali się z czegoś. Tylko Niall był jakiś zaniepokojny, przygnębiony całą sytuacją. Podniósł głowę, po czym spojrzał w moim kierunku. Nasze oczy spotkały się. Szybko jednak odwrócił wzrok, gdy zauważył, że  również patrzyłam na niego i jego przyjaciół. Westchnęłam tylko, mając wielką nadzieję, że ta gala wcale nie będzie taka zła...

***

Podczas krótkiej przerwy, rozmawiałam chwilę z Kevin'em. Strasznie się  za nim stęskniłam. Wiedziałam jednak, że gdy każdy z nas wróci do Stanów, to na pewno się spotkamy. On ma w planach dalsze kontynowanie serialu, a ja trasę koncertową. To wszystko wymaga poświęcenia. Wróciłam na swoje miejsce, zauważając, że stolik jest pusty. Wzruszyłam ramionami, lekko przygnębiona. Nie rozumiałam już totalnie niczego. Wszystko mi się mieszało. Przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem, jak się nazywam. Boże. Co za stan. Na szczęście w dobrą porę wróciła Miley.
-Wszystko w porządku? Wyglądasz na osłabioną -zauważyła -Przepraszam, że zniknęliśmy, ale Justin się uwziął, byśmy poszli po jakieś tam drinki -westchnęła -Masz -przysunęła mi jednego.
-Ja nie piję, doskonale o tym wiesz, Miley -odsunęłam od siebie drinka i odwróciłam wzrok.
-Jest gala. Napij się. Potem nie wiem kiedy będziesz miała okazję do picia -wzruszyła ramionami i wypiła w szybkim tempie swojego drinka. Spojrzała na mnie, zaintrygowana. Jej oczy błyszczały.
-Nie patrz na mnie takim wzrokiem.
-Nie umiem innym. Muszę z Tobą porozmawiać, ale... Ale to po gali, dobrze? -oznajmiła, lekko zmieszana.
-W porządku, nie ma sprawy.

*

(N)
Kiedy zaczęła się druga krótka przerwa, do naszego towarzystwa dołączył na moment Ed Sheeran. Tak, nasz dobry znajomy. To chłopcy go zagadywali, a ja siedziałem z tępo wbitym wzrokiem w jakiś martwy punkt. Czułem jak Ed mi się przygląda. Zaśmiał się pod nosem, a chłopcy umilkli, spoglądając na mnie.
-Co mu się stało, że taki niesamowicie przygnębiony, co? -spytał rudowlosy.
-Chodzi o tę pannę obok -wskazał Hazza palcem, z ukrycia.
-Och, Demetria Devonne Lovato. Harry się już wygadał. Czemu z nią nie pogadasz, skoro Ci zależy?
-Bo to nie jest takie proste i dodatkowo w tamtej chwili zachowałem się jak głupek, więc... Nie ma o czym mówić -pokręciłem głową.
-Szybko się poddajesz, Horan -stwierdził, wypijając jednego drinka -Radzę Ci, rusz dupę i pogadaj z nią, bo przepadnie Ci coś ważnego. Zbieram się do swojego stolika. Mało alkoholu tu macie -zaśmiał się.
-My się dopiero rozkręcamy -powiedział Harry, śmiejąc się, a Louis jedynie uderzył go w ramię.
-Spotykamy się na jakimś After Party, no nie? Do zobaczenia i życzę powodzenia, Horan -pożegnał się i odszedł.
Byłem gotowy by wstać teraz i powiedzieć jej, co tak naprawdę jest w środku mnie. Jednak usłyszałem ciche "koniec przerwy" i zostałem na swoim miejscu. Zapanowała chwilowa cisza, dopóki program imprezy nie rozpoczął się na nowo. Akurat doszło do nagrody, do której byliśmy nominowani. Mocno trzymaliśmy za siebie kciuki. Wierzyliśmy, że nam się uda.
-A tegoroczną nagrodę wygrywa... -aktorka obecna na scenie delikatnie zaczęła otwierać kopertę. Gdy dotarła do widocznego napisu, uśmiechnęła się szeroko. -... One Direction!
Wstaliśmy i dosłownie się na siebie rzuciliśmy. Byliśmy z siebie tacy dumni. Jak nigdy. Taka poważna nagroda, to naprawdę skarb. Pobiegliśmy na scenę, cali uśmiechnięci, by móc ją odebrać. Pogratulowali nam, a piski i oklaski nie ustawały. Nagroda na sam początek trafiła do rąk Harry'ego, a do mikrofonu podszedł Liam i szybko podziękował. Chcieliśmy już schodzić, ale poruszałem ustami, czy mógłbym coś powiedzieć od siebie. Wcześniej nie miałem takiego zamiaru. Samo mi to wpadło do głowy i musiałem to powiedzieć. Liam poklepał mnie po plecach, Harry dał nagrodę jako drugiemu. Podszedłem do mikrofonu. Oklaski i wiwaty na chwilę ustały, by było mnie słychać.
-Nie chciałbym podziękować tylko za tę niezwykłą nagrodę. Nie chciałem wymieniać miliony imion i nazwisk, którym jesteśmy wdzięczni. Chciałem powiedzieć coś krótko do wszystkich. Należy wierzyć w swoje marzenia, nieważne co. Osięgniecie dzięki temu wiele. Bo bez marzeń, nie jesteśmy prawdziwymi ludźmi. Marzenia dają nam szczęście, satysfakcję. Uwierzcie w nie i wierzcie już na zawsze. Dziękuje -uśmiechnąłem się lekko, a po chwili znowu rozległy się głośne krzyki i oklaski. Zbiegliśmy ze sceny, kierując się z powrotem na swoje miejsca. Stała i klaskała tam, uśmiechając się szeroko, będąc dumną. Stanąłem przed nią i łza zleciała mi po policzku. Nie panowałem nad sobą. Mocno ją przytuliłem, uśmiechając się przy tym cały czas.

*

(D)
-Dziękuje, że mnie odwiozłeś, ale nie musiałeś -uśmiechnęłam się, w stronę blondyna.
-Też nie miałem ochoty długo balować na tym after party -podrapał się po głowie, zmieszany.
-Nie lubię pić, dodatkowo w większości z obcym towarzystwem -przyznałam -Umm, nie chciałbyś wejść na górę? Trochę tu zimno i jest grubo po północy... -zaproponowałam.
-W sumie to bardzo chętnie -uśmiechnął się.
Weszliśmy do ocieplonego hotelu. Posłałam uśmiech ciężko zapracowanej recepcjonistce. Stanęliśmy przed metalowymi drzwiami, które w mgnieniu oka się przed nami otworzyły. Nacisnęłam właściwy przycisk i czekałam aż dojedziemy na właściwe piętro. Nie rozumiałam czemu trwaliśmy w ciszy. Nadal było mi zimno, chociaż wiedziałam, że powinno być inaczej. Kiedy wyszliśmy z windy, zaczęłam grzebać przed drzwiami w swojej torebce za kluczami do pokoju. Przekręciłam klucz w dziurce i dostaliśmy się do niego. Panował lekki mróz, na co drgnęłam lekko.
-Rozgość się -zapaliłam światło i odłożyłam torebkę na łóżko, po czym rozpuściłam włosy. Nie lubiłam być długo w jednej fryzurze. Szczególnie w tak spiętych włosach.
-Ciekawie tutaj masz -rozglądnął się, siadając.
-No wiesz, trzeba sobie umieć radzić -wzruszyłam ramionami -Dodatkowo jestem tutaj na krótki okres, a nie na jakieś kilka lat, więc takie standardy mi wystarczają. Ale nie powiem, wolałabym własne łóżko -on zaśmiał się pod nosem, a mi nie schodził uśmiech z twarzy. -Więc... Spędasz tu noc, mam rozumieć?
-Wiesz, jest po pierwszej... Nie mam wyjścia. A tak właściwie to masz może jakieś ciuchy na przebranie? Bo podłoga mam nadzieję, że jest wygodna, tylko..
-Hej, kto powiedział, że będę Cię gościła na podłodze?
-Chyba nie myślałaś, że będziemy spać razem..
-A nawet jeśli?
-A nawet jeśli, to pozytywie mnie zaskoczyłaś, panno Lovato.
-Taki miałam zamiar, panie Horan.
-Przestań.
-Nie przestanę.
Oboje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Usiadłam obok niego i położyłam głowę na jego ramieniu, przymykając oczy. Byłam zmęczona i to niesamowicie. Delikatnie pocałował mnie w czoło. Od razu zrobiło mi się tak dziwnie przyjemniej. Zaczął coś nucić, a ja miałam ochotę usnąć, tylko nie potrafiłam tego zrobić w tak szybkim tempie.
-Niall?
-Hmm?
-Dlaczego mnie wtedy pocałowałeś? -nareszcie miałam odwagę, by zadać to pytanie. Przez chwilę milczał, jakby bał się odpowiadać lub po prostu przemyślając w głowie wszystkie słowa, jakie by miał zaraz powiedzieć.
-A po co ludzie całują ludzi?
-No jeśli ta dwójka ludzi jest w związku, to chyba po to, by okazać tej drugiej osobie miłość, tak?
-Właśnie. Tak samo jest, gdy ktoś najprościej w świecie się przełamuje i całuje najpiękniejszą dziewczynę na środku ulicy, by pokazać, że się w niej zakochał. To brzmi tak głupio, bo znam Cię tak krótko, nie mamy wielkich szans, a ja robię sobie pieprzoną nadzieję. To boli.
-Nie zmienię tego, Niall. Nawet jeśli bardzo bym chciała...
-Rozumiem -westchnął -Nie każę Ci tutaj zostawać. Nie każę Ci być ze mną, bo wiem, że taki związek byłby trudny, ale... Dobra, już nieważne.
-Czy ty w ogóle jesteś pewny swoich uczuć?
-Jestem sobą i chyba wiem kogo mogę nazywać moją miłością, ale niestety bez wzajemności.
-Przestań. Nie mam zamiaru mieć potem wyrzutów sumienia...
-To po co robisz komuś nadzieję?
-O co Ci chodzi, do cholery?!
-Po co stałaś na tej gali, klaskając i wyglądając, jakbyś była dumna, co? -zacząłem, tak naprawdę pamiętając najbardziej z tego tylko nasz uścisk.
-Bo byłam dumna. Z was. Z Ciebie. Wiem jaka to radość, Niall. Chciałam Cię wspierać w tamtym momencie, dlatego wstałam. Dodatkowo twoja 'przemowa' o wierzeniu w marzenia...
-Tak, wiem, beznadziejna.
-Nie, była cudowna, bo otworzyłeś oczy tylu ludziom. Stałeś tam, przedstawiając właśnie swoje osiągnięcie, zachęcając ludzi, do spełniania swoich marzeń. To jest najlepsze, rozumiesz?
-Demi... dziękuje.
-Nie masz za co, Niall.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Od razu powiem, że spieprzyłam ten rozdział i mam tego niesamowitą świadomość. Skupiłam się totalnie na gali, by mieć tu już za sobą, nie kombinować. Obecnie ledwo co mam czas na pisanie, bo szkoła, gdzie trzeba się przyłożyć do nauki, co staram się robić, no ale na razie mi nie wychodzi (trudno)... Przepraszam za literówki, naprawdę, jeśli jakieś były czy inne błędy, które są bardzo zauważalne lub mniej, ale czasami po prostu piszę by napisać, by wstawić i nie myślę potem o przeczytaniu i dokładnym sprawdzeniu całości tekstu, dlatego mam nadzieję, że mi to wybaczycie. 
+6 komentarzy do następnego (skróciłam to, bo widzę, że coś słabo wam idzie to dodawanie komentarzy).

środa, 12 września 2012

O4: "i hope you're as happy as you're pretending"


(D)
-Chyba nie miałeś świadomości, co właśnie zrobiłeś... -powiedziałam, odsuwając się od niego. Spojrzał na mnie zmieszany. Najwidoczniej pojął, że to nie był idealny pomysł.
-Przepraszam.. -mruknął sam do siebie -Dobra, ja muszę iść... Jeszcze raz przepraszam i... do zobaczenia na gali -odwrócił się, zostawiając mnie samą na środku ulicy, a ja nawet nie mogłam w to uwierzyć. Oczekiwałam, że chociaż poczeka aż ja coś powiem w tej sprawie. Nie miałam siły go wołać. "Do zobaczenia na gali" - to będzie chyba ciężki pobyt w Londynie...

*

(N)
Wróciłem, trzaskając drzwiami. Dostrzegłem gotującego Liam'a coś w kuchni, a najwidoczniej reszta musiała siedzieć w skromnym salonie. Nie wiedziałem czy mam im opowiedzieć o tej całej sytuacji. W końcu i tak zawsze wszystko biorą za pseudo niesamowicie śmieszne żarty.
-Cześć.. -mruknąłem, wchodząc do salonu z przeciętnym uśmiechem na twarzy, myśląc, że niczego nie zauważą. Usiadłem na skórzanym fotelu obok Zayn'a. Harry wyłączył na chwilę grę, po czym cała trójka spojrzała na mnie. Czułem się strasznie nieswojo. A jednak... -O co wam chodzi?
-Niall, czy ty sądzisz, że my jesteśmy głupi czy jacy? Chodź, tatuś Tomlinson Ci doradzi w sprawach miłosnych -zaśmiał się, ukazując swoje idealnie białe zęby -Oj no, dobrze, przepraszam. Co się stało?
-Po co mam wam opowiadać, skoro bierzecie wszystko za jakiś głupi żart, huh?
-Bo jesteśmy przyjaciółmi i mamy prawo wiedzieć, by móc Ci doradzić? -wyrecytował Harry.
-Nie, dziękuje, w tych sprawach raczej nie oczekuję od was porad...
-No patrzcie, co się z tym naszym Irlandyczkiem stało. Nie to nie, idę sprawdzić jak Liam'owi idzie w kuchni -powiedział Louis, wzdychając, wychodząc z pokoju. Wzrok Harry'ego i Zayn'a nadal był utkwiony we mnie, a ja tylko wziąłem głęboki oddech.
-Nie przejmuj się Lou, potem z nim pogadam -pocieszył mnie lekko lokaty -Ale mniejsza z nim. Co się tak naprawdę wydarzyło?
-No bo... bo ja... -byłem cały zmieszany. Jednak przemogłem się i w końcu to z siebie wydusiłem. -Pocałowałem ją.
-Whoaaaaaaaaaaaaaaah, no to zaszalałeś bracie -krzyknął mulat, nie wierząc w to, co właśnie przed chwilą usłyszał.
-Dziewczyna jest tak krótko w Londynie, wasze pierwsze spotkanie, a ty już pragniesz być z nią w związku? Niall, oszczędź sobie -zaczął poematy, Harry.
-Nie wiem co się ze mną stało, w tamtym momencie. Nie mam pojęcia, ale... Boże, nie wiem co mam teraz zrobić.
-Za kilka dni mamy galę, to wszystko sobie wyjaśnicie -wzruszył ramionami.
-Jasne, łatwo Ci mówić -pokręciłem głową.
-Dobra, ja wychodzę, jak coś... -powiedział Zayn, wstając i narzucając na siebie swoją elegancką kurtkę -Będę późno, nie musicie czekać.
-Tak właściwie, to gdzie ty do cholery idziesz? -spojrzał na niego.
-Nie interesuj się, Styles. Na razie -rzucił i wyszedł, nie czekając nawet aż Liam do końca sporządzi posiłek.
-Nigdy go nie zrozumiem -uśmiechnął się lekko, po czym podniósł się i wyszedł z pomieszczenia, zwanego salonem. Zostałem sam. W sumie to nie zupełnie. Są ze mną jeszcze moje myśli, których będzie się ciężko pozbyć...

*

(D)
-I co? Było aż tak źle? -sytała Miles, robiąc smutną minę, bym wiedziała, że wspiera mnie w takiej chwili.
-Było świetnie, tylko niepotrzebny ten pocałunek, prawdę mówiąc... -westchnęłam.
-Może chłopak czuł się samotny? -wzruszył ramionami Justin. Ukradkiem zobaczyłam jak Miley chciała dodać swój chamski kometarz, ale z trudem się powstrzymała.
-Może, nie wiem, nie znam go na tyle, by ocenić co czuje każdego dnia -odpowiedziałam mu.
-Zmieniając temat... Wiecie już w co się ubierzecie na galę? -spytała przyjaciółka, starając się odrzucić wcześniej omawiany temat.
-Hmm, nie mam pojęcia. Moi styliści pewnie już coś zaplanowali, jak zwykle -uśmiechnęłam się lekko.
-Bardzo mało z nimi rozmawiasz, ostatnio -zauważył chłopak.
-Tak samo jak ty z Seleną. To leci na tych samych zasadach -odgryzłam się.
On westchnął, odwracając głowę. Spojrzałam na dziewczynę, bawiącą się telefonem. Jednak nie ingerowałam w to, co właśnie na nim robi. Jej sprawa. Nawet nie miałam ochoty pytać. Do gali pozostało tak mało czasu, a ja nadal czuję, że muszę z nim pogadać. Tylko jak? Tak, chyba straciłam całą odwagę.
-Wiecie, muszę wyjść. To znaczy, umówiłam się i... -zaczęła tłumaczyć długowłosa.
-Miles, to twoje życie. Jeśli się z kimś umówiłaś, to leć. Nie wracaj tylko zbyt późno i miej włączony telefon! -ostrzegłam ją.
-Jasne, dziękuje -pocałowała mnie w policzek, po czym wyszła z pokoju hotelowego, delikatnie zamykając drzwi.
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł puszczać ją wszędzie samą? Nie to, że coś, ale sama dobrze wiesz, jakie kiedyś miała problemy i nie chciałbym tego wszystkiego powtarzać -zwrócił się w mą stronę Biebs.
-To nie nasza sprawa, gdzie ona idzie, okej? I wiem jakie miała kiedyś problemy, ale teraz jest z nią w porządku, bo ma nas i ma w nas oparcie. Ona nie należy tylko do nas, ma też swoje życie i musiała się po prostu rozerwać -wzruszyłam ramionami, na sam koniec.
-Dobrze o tym wiem, tylko  boję się o nią.
-Boisz się o Miles? Niby dlaczego? Od kiedy ty się stałeś taki opiekuńczy, co? -zaczęłam dopytywać.
-Dobra, nieważne. Idę poszukać Seleny, do potem -pożegnał się natychmiastowo i opuścił pomieszczenie hotelowe. Coś w tym musi być. Nie wierzę, że ot tak zaczął się nią ponownie interesować...

*

(Z)
Stanąłem przed klubem, do którego cały czas wchodzili ludzie. Śmiałem się w myślach, ile ludzi topi smutki w alkoholu czy w właśnie takich imprezach. Nie chodzę do klubów po to, by zapomnieć. Bo do bólu trzeba się przyzwyczaić, z resztą nie on daje przyjemność. Przynajmniej już nie teraz. Zgasiłem papierosa, przydeptając go swoim butem.
-Co taki smutny jesteś? -odezwał się kobiecy głos. Spojrzałem się obok siebie i dostrzegłem czerwonowłosą dziewczynę, która patrzyła przed siebie.
-Ja smutny? Nie jestem smutny -zaśmiałem się pod nosem, by chociaż uwierzyła.
-To dobrze. Często Cię tutaj widuje, więc myślałam, że coś jest nie tak -zaczęła grzebać w kieszeniach. Wyglądała jakby mówiła sama do siebie, kiedy na mnie nie patrzyła.
-Przed chwilą właśnie się zastanawiałem nad sensem ludzi, chodzących do klubów i chyba nie należę do tych, co wylewają łzy do poduszki i odstresowują się w klubach, by na chwilę zapomnieć.
-Hmm, trafna uwaga -wygrzebała nareszcie z którejś kieszeni paczkę papierosów -W końcu jakie problemy mogą mieć takie wielkie gwiazdy jak ty -wywróciła oczami, śmiejąc się.
-Postrzegasz mnie za celebrytę?
-A co? Nie jesteś nim? -wyciągnęła jednego papierosa z paczki, po czym schowała opakowanie z powrotem do kieszeni.
-Nie mam zamiaru się kłócić o to, za jakiego mnie postrzegasz.
-Jak chcesz -wzruszyła ramionami.
Nastała pomiędzy nami krótka cisza. Ona w szybkim tempie wypaliła papierosa i chciała sięgnąć po kolejnego, gdy nagle zjawiły się dwie inne dziewczyny. Lekko podpite, jakby... naćpane? Tak, tak to właśnie wyglądało. Dziwne, że potrafiłem w takiej ciemności rozróżnić ich kolor włosów, by w ogóle się nie pomylić z kim rozmawiam.
-O Boże, później będziesz miała czas na palenie -zaśmiała się blondynka, kierując wzrok na mnie -Ooo, podrywasz sławnego Zayn'a Malik'a. Mrau, dobry wybór.
-Odpieprz się -powiedziała czerwonowłosa, odwracając wzrok. Najwidoczniej było jej wstyd za nią. -I nie podrywam go, po prostu zajął moje miejsce do palenia. A wy co? Już całe schlane i zaćpane?
-Dobra, kobieto, daj nam spokój. Jak będziesz gotowa, to wróć do odpowiedniego towarzystwa -odezwała się chamsko na sam koniec niebieskowłosa, pociągnęła za sobą blondynkę i odeszły, zostawiając nas ponownie samych. W końcu skojarzyłem o co chodziło, gdy Liam nam o nich opowiadał. Dragi, alkohol, imprezy - wszystko się zgadza.
-Przepraszam Cię za nie... Czasem nie umieją się opanować z chlaniem i dragami. Obiecaj tylko, że nie naślesz na nas psów. Zabiłabym Cię, chyba -zmierzyła mnie wzrokiem.
-Obiecuję, że nikogo nie powiadomię. Wasza sprawa. Umierajcie powoli -chciałem wrócić do klubu, jednak mnie zatrzymała.
-Sam palisz, więc też się powoli zabijasz.
-Bynajmniej nie jest to tak groźne jak dragi. Narkotyki, alkohol i  po Tobie.
-Nigdy nie miałeś próby samobójczej?
-A powinienem mieć?
-Żeby wypowiadać się o tabletkach i alkoholu, to owszem.
Zamilkłem. Ona również. Mruknęła coś niezrozumiale pod nosem, po czym omijając mnie, wróciła do klubu. Westchnąłem głęboko w przekonaniu, że kiedyś się dowiem, o co dokładnie chodziło.

*

(J)
Godzina po dziesiątej, a ja się szwędam po hotelu. Czy ogarnął mnie taki niepokój? Możliwe. Czy wtedy poszedłem szukać Seleny? Wcale. Zrozumiałem, że tak naprawdę ona wcale się dla mnie nie liczy. Czy one zawsze muszą mieć rację? Wylądowałem na hallu hotelowym, gdzie ludzie akurat dotarli do hotelu po długich podróżach, recepcjonistka systematycznie wszystkim wskazywała kierunek do swoich pokoi. Usiadłem na skórzanej kanapie, rozglądając się. Po chwili dostrzegłem jakby znajomą mi twarz. Tylko tak jakby coś się w niej zmieniło. Jej kolor włosów nie był już brązem, tylko blondem, a włosy nie były nawet już długie. Tylko krótkie. Króciutkie... Miley. Uśmiechała się, śmiała się do kogoś, kogo nie widziałem. W końcu całkowicie wszedli do środka i ujrzałem ją z jej byłym. Liam. Ale co on tutaj do cholery robi? Czy ten dupek nigdy się od niej nie odpieprzy? Stanęli przy metalowych drzwiach, którymi była winda. Pożegnali się... Pocałunkiem. Wyszedł. Ona mu tylko machała. Siedziałem jak wryty i nie mogłem uwierzyć. Jednak przypominały mi się słowa Demi. Wiedziałem, że nie powinienem pytać ani nic, ale... To wszystko było silniejsze ode mnie. Wchodziła do windy, delikatnie stukając obcasami. Podbiegłem, zanim winda się zamknęła. Byliśmy tam sami. Spojrzała na mnie zaskoczona, z grymasem na twarzy. Załamała ręce.
-Szpiegujesz mnie? -spytała.
-Nie, tylko... Co ty ze sobą zrobiłaś? -dotknąłem jej włosów, po czym spojrzałem jej w oczy -I co robiłaś z nim?
-Justin, nic Ci do tego -odwróciła wzrok.
-Wiele mi do tego, bo jesteś moją przyjaciółką i... kocham Cię.
-Ale to wszystko co robię, to moje decyzje i nikt, a w szczególności ty, nie powinen się w to mieszać, dobrze?
-A chcesz znowu cierpieć? Przez niego? Jak nie, to sobie odpuść.
-Kim ty jesteś, by decydować z kim mi będzie dobrze, a z kim źle? -krzyknęła, zdenerwowana.
Drzwi od windy się otworzyły,  a ona wyszła cała wściekła, kierując się w stronę swojego pokoju. Dogoniłem ją szybko, po czym przycisnąłem lekko do ściany, tak że nasze twarze dzieliły centymetry.
-Nie wiem kim jestem dla Ciebie, ale wiem kim ty jesteś dla mnie -szepnąłem.
Złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach, nie myśląc o niczym. Nie myśląc o reakcji fanów, Seleny, dziennikarzy - nikogo.

----------------------------------------------------------------------------------------------------

Witam was wszystkich po prawie miesięcznej przerwie! Obecnie jestem chora, dlatego napisałam dla was rozdział. Nie patrzcie na literówki czy coś, bo ten rozdział naprawdę był wymyślany i pisany na szybko. Chodziło mi bardziej o powrócenie do tego bloga. Jak tam w szkole, zmieniając temat? Mam nadzieję, że wrzesień to dla was jeszcze chwila luzu! Wprowadziłam coś takiego jak na przykład (D), co oznacza perspektywę bohatera, a że mi się nie chciało w pełni pisać, to macie tak. Po tak długiej przerwie, będzie mi miło jak zobaczę pod tym rozdziałem 10 komentarzy, więc piszcie jak wam się podoba, czy macie jakieś zastrzeżenia i tak dalej... ;) Rozdział się będzie pojawiał co tydzień, systematycznie, jeśli na pewno zobaczę tutaj 10 komentarzy. Może i jestem chamska, ale to mi daje motywacje do kontynuowania tego bloga.