niedziela, 2 grudnia 2012

O1: from the end ~ jade and zayn.


Perspektywa Zayn’a. Wraz z chłopakami wróciliśmy do Wielkiej Brytanii, do Londynu. Minęło kilka dni, zanim miałem odwagę iść tam i stanąć z nią twarz w twarz. Bardzo szybko zacząłem uczęszczać na odwyk, który miał mi pomóc uwolnić się od uzależnienia, do którego doprowadziła ona oraz moja głupota. Tak naprawdę żyłem tak jak wcześniej. Niby nazywano mnie narkomanem, ćpunem, ale podniosłem się. Chwalą mnie na terapii. Czuję się od nowa potrzebny. Zrozumiałem,  że byliśmy z Jade niesamowicie podobni do siebie. Jednak nadal nie poznałem odpowiedzi na kilka pytań. Może i to nawet lepiej? Z jednej strony, ciekawość nie popłaca, ale z drugiej wyjaśniłbym kilka spraw. Nadal nie wiem po co mnie tam zaprowadziła, nadal nie wiem o co chodziło z jej próbą samobójczą. Niby ją kochałem, ale… To i tak niewiele zmienia. Jej miłością są narkotyki, a nie ja. Z resztą, nie mam nawet pojęcia czy myślała o mnie w kwestii miłości. Szczerze w to wątpię. Dla niej byłem kolejną ofiarą, którą miała wprowadzić w cały ten szalony, nienormalny świat, nic tak naprawdę nieznaczący. Bo do czego nas prowadzą narkotyki? Jedynie do problemów, których i tak mamy już za dużo. Wszystko niby wróciło do normy, ale ja czuję się średnio. Powinienem czuć się dobrze, a nie ciągle walczyć z uczuciami. Stwierdziłem, że jedyne miejsce które pozwoli mi się odstresować to jest mój ulubiony klub, do którego często chodziliśmy z Harry’m czy Louis’em. Jednakże też wiedziałem, że tam mogę ją spotkać. To był tak naprawdę jedyny cel mojego wieczornego wyjścia.

~ * ~

Droga była łatwa i krótka, co było mi w prawdzie na rękę, ale sprawiało, że czułem się zdenerwowany jeszcze bardziej. Powoli się ściemniało. Pogoda i tak tego dnia nie dopisywała. Było wietrznie, zimno. Chciałem wrócić jak najszybciej do domu. Jednak wiedziałem, że nie mogę teraz się poddać. Żwawym krokiem przeszedłem na tyły klubu, gdzie zawsze tam wracała po wypaleniu papierosa. Ochroniarz powiedział coś w moją stronę. Najwidoczniej mój znajomy, z którym nie miałem obecnie ochoty rozmawiać. Zauważyłem grupę nastolatków – a nawet już nie nastolatków – i rozpoznałem, że to na pewno oni. Nikt nie był mocno wstawiony, pomijając niebieskowłosą. Musiałem je nazywać po kolorze włosów, bo Jade nigdy mi ich nie przedstawiała.
-Um, cześć? –przywitałem się niechętnie. Rozglądnąłem się, ale nigdzie nie widziałem Jade. Bałem się w tym momencie, że z nich nic nie wyciągnę, bo zawsze zwracali się w moim kierunku chamsko. –Chciałem spytać gdzie jest Jade i już znikam.
-To ty nie wiesz? –zdziwiła się, niebieskowłosa. Nie rozumiałem tego. Czekałem na drobne wyjaśnienie ze strony którejś z nich.
-Zamknij się, Sam –warknęła w jej kierunku blondynka. Zawsze taka była. Dziwiło mnie to, czemu ćpuny są takie chamskie wobec innych. Przecież nikt im niczego nie zrobił. –Zayn, przykro mi, że dowiadujesz się o tym tak późno i najprawdopodobniej jako ostatni, ale… Jade nie żyje. Przedawkowała. Nie znamy przyczyny, dlaczego wzięła aż tyle. Dodatkowo nas z nią nie było akurat wtedy. Gdybyśmy były, na pewno byśmy ją powstrzymały.
-Żartujecie, prawda? –nie umiałem w to uwierzyć –Powiedzcie mi, że to jest niesamowicie wielki kurewski żart z waszej strony!? –wydarłem się niesamowicie głośno. Opuściła głowę, nie chcąc spoglądać na mnie. Chciałem stamtąd zniknąć jak najszybciej. Wsadziłem zmarznięte dłonie do kieszeni od spodni i ruszyłem przed siebie.
-Wiedz, że ona też Cię kochała –powiedziała na sam koniec –Nie byłeś dla niej obojętny. Opowiedziała nam, że mogła tylko Tobie wtedy zaufać i pomogłeś jej. To dar Zayn, bo nikt jeszcze jej nie pomógł na tyle. Gdyby tutaj z nami była, na pewno byłaby teraz przy Tobie. Rzuciłaby to, jedynie z Twoją pomocą, bo tylko przy Tobie czuła się silna. Może była chamska, zarozumiała, ale… Ona też miała uczucia, miała serce.
Łzy napełniały moje oczy. Nie chciałem tego słuchać. Pobiegłem przed siebie, starając znaleźć drogę do domu. Słońce prawie zaszło, a miasto było mało przebudzone. W końcu nie umiałem. Trafiłem do pobliskiego parku. Usiadłem na jednej z ławek, gdzie schowałem swoją twarz w dłoniach i zacząłem płakać. Nikt by nie pomyślał, że ktoś taki jak Zayn Malik ma uczucia, prawda? Zależało mi na niej i nadal nie wiedziałem, dlaczego informacja o jej śmierci doszła do mnie na tyle późno. Pomimo tego, ważne, że doszła tak w ogóle. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Ta kurewska bezsilność ponownie mnie ogarnęła. Czułem się słaby. Słaby, jak nigdy.
Nie spałem całą noc, siedząc w tym durnym parku. Mijało mnie kilka grup nastolatek, mocno schlanych i mocno naćpanych. Tak bardzo chciałem im krzyknąć w twarz, by nie załatwiali siebie w taki sposób. Jednak byłem odważny tylko na tyle, by o tym jedynie pomyśleć, a nie to zrobić. Żałosne, prawda? Nad ranem, około szóstej, wróciłem do domu, w którym mieszkaliśmy wspólnie z chłopakami. Okazało się, że Liam nie spał całą noc, martwiąc się, gdzie się podziałem. Nie miałem ochoty się tłumaczyć.

~ * ~

W końcu musiałem im powiedzieć gdzie byłem. Wspólnie stwierdziliśmy, że może mi pomóc w dość dobry sposób jedynie psycholog. Byłem za. Prócz terapii odwykowej przychodziłem do psychologa dwa razy w tygodniu. Najgorszy był wyjazd na tydzień do rodziny. Bynajmniej nie pytali o moje dziwne zachowanie. Żadne z moich rodziców nie wiedziało, jakiego beznadziejnego mają syna. Widziałem jak patrzą na mnie ze zdziwieniem, zastanawiając się, co jest nie tak, jednak wiedzieli, że nigdy im tego nie wytłumaczę. Co miałem zrobić? Stanąć przed nimi i powiedzieć: „Przepraszam za to, że macie okropnego syna, który zakochał się w ćpunce i sam zaczął ćpać. Teraz chodzi na terapię odwykową oraz leczy się u psychologa”. Głupie, prawda? Pomimo tego, Niall ich poinformował o paru faktach. Uznał, że muszą wiedzieć. Jednak poprosiłem go, by nie zaczynali tego tematu w mojej obecności. Niepotrzebnie bym się zdenerwował. Nienawidzę rozmawiać z kimś o moich problemach. Kiedyś ufałem im bardziej. Teraz to tylko kwestia czasu, bym znowu mógł komuś zaufać. Gdy wróciłem z ‘odpoczynku’, zostałem poproszony na poważną rozmowę do Paul’a. Była ona poważna. Dostałem niesamowity opieprz za to, że szlajam się nie wiadomo gdzie po nocach i psuje to reputacje zespołu. Czyli sława, pieniądze były ważniejsze niż moje zdrowie czy mój stan? A Paul niby był taki pomocny, taki wyrozumiały. Akurat. Zachowywał się jak kretyn, którym był w sumie dla mnie od dawna. Zawdzięczamy mu może wiele, ale to co wyprawia, jego podejście do tego wszystkiego jest dla nas irytujące. Bałem się spotkania u psychologa, jednak wiedziałem, że to pomoże mi jakoś otrząsnąć się po tym wszystkim.
Byłem umówiony na któryś dzień. Już nawet nie pamiętałem dnia tygodnia. Po prostu pojechałem tam z wielką nadzieją w sercu i z Niall’em, który wspierał mnie od początku. To jemu umiałem się wygadać, przy innych – niestety nie. Jednak to nie oznaczało, że im nie ufam. Niall był zawsze dla mnie… takim małym ideałem. Byłem zawsze z niego dumny patrząc jak rozwija się w tym wszystkim. Szanowałem go. To, że doszło do wymiany zdań pomiędzy nami wtedy w Ameryce, to tylko moja wina i w sumie o tym zapomnieliśmy. Zostałem wywołany. Blondyn poklepał mnie po plecach, a ja podniosłem się z mało wygodnego siedzenia i wkroczyłem do gabinetu. Pomieszczenie nie było małe, ale też nie było duże. Usiadłem naprzeciwko uśmiechniętej blondynki, która zapisywała coś w notatniku. W pewnej chwili, podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Odsunęła notatnik w drugą stronę i skupiła się bardziej na mnie. Opowiedziałem jej o wszystkim. Doradziła mi co robić w takich przypadkach, bo już wiele osób chodziło do niej  z takim problemem. Stwierdziłem, że gdy mam się zwierzać tak wesołej, uczciwej osobie, która w dodatku ma mi pomóc – psycholog to dla mnie niesamowita przyjemność.

~ * ~

Pewnego dnia, Alice – bo tak nazywała się moja Pani Psycholog – doradziła mi, bym sobie kogoś znalazł. Kogoś, kto mnie pokocha. Oczywiście, nie dzięki temu, że jestem sławny czy odrobinę bogaty. Po prostu tak od serca. Nie wziąłem tego na poważnie. W końcu pozwoliła mi oddalić moje myśli od tych o Jade, ale wiedziałem, że jeszcze długa droga przede mną. Naprawdę długa. Nie zważałem mocno nad tym, ale te słowa nadal mi siedziały w głowie. „Jeśli chcesz czuć się inaczej po stracie Jade – znajdź sobie kogoś, kto Cię pokocha, takiego jakim jesteś, a nie za to, ile masz pieniędzy i czy jesteś w popularnym zespole”. W sumie miała rację, ale… z drugiej strony – bałem się. Bałem się po prostu tego uczucia. Uczucia bycia zakochanym. Bo jeśli się zakocham i ponownie stracę? Bolałoby to jeszcze bardziej niż poprzednio lub równie mocno.
Pewnego dnia, wraz z chłopakami siedzieliśmy w tym samym parku, w którym kiedyś spędziłem noc, rozmyślając nad tym wszystkim. Gadaliśmy, śmialiśmy się. Zbyt często się rozglądałem, nie wiedzieć czemu. W końcu usłyszałem cichutki płacz dziecka. Podniosłem się z ławki nerwowo, mówiąc, że zaraz wrócę. Zobaczyłem dziewczynkę, która przypadkowym trafem – przewróciła się. Pomogłem jej wstać i otrzepałem z piasku jej słodką, niebieską sukieneczkę. Miała może około pięciu lat. Jej kolano było zatarte. Wyjąłem z kieszeni chusteczki, bo zauważyłem lekko spływającą krew. Otarłem je szybko, by mała nie zaczęła płakać.
-Wszystko w porządku? –spytałem, uśmiechając się. Starałem nie wyglądać strasznie dla takiego małego dziecka. Mogła się mnie przestraszyć. Nie zna mnie, a i tak chciałem tylko jej pomóc. Kiwnęła główką.
-Ojej, Rose. Mówiłam Ci, byś nie oddalała się od grupy! –usłyszałem żeński głos.
Odwróciłem głowę. Podbiegła do nas blondynka, która była może w moim wieku lub o rok, dwa lata młodsza ode mnie. Mówiła coś do małej dziewczynki, a ja nawet nie słyszałem co. Byłem w nią za bardzo zapatrzony.
-Masz rękę do dzieci –zaśmiała się –Dobrze, że nigdzie więcej nie uciekła. Jest trochę strachliwa, często ucieka, ale poradziłeś sobie –pogratulowała mi, gdy się podnieśliśmy. Złapała małą za rękę. –Jestem Perrie Edwards –wyciągnęła rękę w moją stronę. Tą, którą miała wolną.
-Zayn Malik –uścisnąłem jej ciepłą dłoń –Nie mam ręki do dzieci. Po prostu jej pomogłem –uśmiechnąłem się w kierunku dziewczynki –Jest naprawdę słodka. Opiekujesz się nią jako opiekunka do dzieci czy jak…?
-Nie, jestem przedszkolanką. Dorabiam sobie, pomimo tego, że ciągle się uczę –westchnęła –Mam dopiero dziewiętnaście lat, ale planów mnóstwo.
-Domyślam się. Wiesz, gdybyś chciała jeszcze kiedyś się spotkać… -wyciągnąłem pogiętą karteczkę z tyłu moich spodni, wręczając ją jej –… to zadzwoń. Chętnie bliżej Cię poznam.
-A ja Ciebie. Na pewno zadzwonię. Teraz muszę się śpieszyć. Jeszcze raz niesamowicie dziękuje.
Pożegnała się szybko, zostawiając mnie samego. Oddaliła się z małą Rose, bo tak dziewczynka miała na imię, a ja wróciłem do chłopaków, którzy spoglądali na całą akcję z zaciekawieniem.
-Nasz Zayn zaczął słuchać w stu procentach pani psycholog? –zadrwił ze mnie Harry.
-Zamknij się, Styles –prychnąłem.

~ * ~

Długi czas nie umiałem jej zapomnieć. Perrie Edwards. Nie dawała mi nawet powodów do tego, by to zrobić. Zostaliśmy na początku dobrymi przyjaciółmi. Dzięki niej, bardziej zbliżyłem się do dzieci, lepiej je poznałem. Dodatkowo stwierdziłem, że znalazłem nareszcie kogoś, kto chce mi pokazać świat, życie od tej innej strony. Nawet od tej trochę lepszej strony. Potem nasze kontakty zaczęły zachodzić trochę dalej. Pierwsza randka, druga randka. Pierwszy pocałunek, drugi pocałunek. Zakochałem się w niej. Ze wzajemnością. Nareszcie poczułem się szczęśliwy od tak bardzo dawna. Wiedziałem, że jej nie stracę tak, jak straciłem kiedyś Jade. Bynajmniej nie chciałem by do tego doszło. Mocno wierzyłem, że nareszcie wszystko idzie po tej dobrej drodze.
Po którejś z randek, odwiozłem Perrie do domu. Pożegnaliśmy się soczystym pocałunkiem. Zaczęliśmy być parą. Szczęśliwą parą. Wróciłem do chłopaków, późnym wieczorem. Wiedzieli bynajmniej, że jestem bezpieczny. Perrie nie wiedziała o tym, że chodzę do psychologa, na terapię odwykową i nic nie wie o mojej przeszłości. Wolnym krokiem wszedłem po schodach, kierując się w stronę mojego pokoju. Gdy już się w nim znajdowałem, sięgnąłem po jedno ze zdjęć Jade, które mi zostały. Psycholog kazała mi je wyrzucić, ale nie umiałem. Powiedziała, że to mi pomoże szybciej się uleczyć. Dopiero tym razem zrozumiałem, że ma racje. Ostatni raz patrzyłem na to zdjęcie, zastanawiając się, co by było, gdyby żyła, gdyby była tutaj. Wyrzuciłem z głowy bardzo szybko to wszystko. Nie, dość myślenia o niej. Jej tutaj nie ma, ona tutaj nie wróci. Potargałem ostatnie zdjęcie, jakie mi po niej zostało i zostawiłem kawałeczki obrazka na podłodze. Może kiedyś będę miał odwagę poukładać te narkomańskie puzzle.

~ * ~

Perrie się dowiedziała. Dowiedziała się o mnie, o mojej przeszłości. Ale nie skreśliła mnie. Za to ją kocham. Zaakceptowała mnie, takim jakim jestem. Wspiera mnie, jest przy mnie i nadal pozwala mi sobie pomagać w pracy. Jest najcudowniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek mogłem poznać. I niby był to przypadek. Wszystko mogę zawdzięczać cudownej dziewczynce Rose, która doprowadziła do naszego spotkania. Był to wielki przypadek, ale na tyle szczęśliwy, że chcę dziękować Bogu za taki skarb. To wszystko brzmi, jakbym wrócił do trybu bycia romantykiem, ale… Może to akurat racja. Może coś się we mnie wskrzesiło. Wszystko wyglądało coraz lepiej. Moja terapia odwykowa za krótki czas, miała dobiec końca. Miałem nareszcie czuć się wolny. Psycholog powiedziała również, że już nie będę potrzebował jej mocy za jakiś czas. Zdziwiłem się, że tak szybko sobie poradziłem. Jej porady dały pozytywny skutek i bardzo się cieszę z tego powodu. Stosowała zwykłą rozmowę oraz porady, które po prostu miały mi pomóc, i tyle. Pomogły. Nadal nie wiem jak mogę jej się odwdzięczyć, ale to dla niej jak ona sama powiedziała „mało ważne”. Cóż, zawdzięczam jej wiele i wiem, że kiedyś będę musiał jej to okazać.

~ * ~

W końcu jestem szczęśliwy. Bo mam najukochańszą dziewczynę pod słońcem, najlepszych przyjaciół i nareszcie jestem silny od początku. To wszystko… To wszystko na początku było nie do zniesienia. Niby miałem cudowne życie, ale żyłem w ciągłej rozpaczy, użalając się nad sobą, będąc agresywny i chamski wobec wszystkich dookoła, którzy starali mi się pomóc. Nie rozumiałem siebie, ale pomogło mi już tyle osób. Nigdy nie będę w stanie się im zrewanżować za to wszystko. Jednak może kiedyś. Na razie żyję szczęśliwie. Mam wszystko czego potrzebuję – prawdziwego uczucia. Nareszcie jestem dla kogoś ważny i potrzebny. Bycie bad boy’em nudzi. Nawet ten pseudo bad boy od czasu do czasu potrzebuje prawdziwego uczucia, które będzie mu pozwoliło dalej latać. Na swoich własnych skrzydłach, które zaniosą go tam, gdzie zasłużył.

----------------------------------------------------------------------------------

Mamy pierwszy dodatek! Jeśli zauważyliście w nim jakieś błędy - z góry za nie przepraszam. Tęsknię za tym blogiem. Myślałam w sumie nad kontynuacją, ale wydaje mi się, że zostanę przy moim nowym blogu. Może do tego kiedyś wrócę. W ogóle chcielibyście, tak z ciekawości? 
Jak widzicie - pierwsza sprawa, z pierwszą 'parą' wyjaśniona. Mam świadomość wielu powtórzeń, ale chyba nie przeszkadzały one tak bardzo podczas czytania. Planuję na pewno dodanie jeszcze dwóch dodatków, a nad trzecim muszę się zastanowić ;)
Życzę wam miłego grudnia i mam nadzieję, że będzie on lepszy od listopada i poprzednich miesięcy. xx

+na blogu http://pro-publico-bono-pl.blogspot.com/  w poniedziałek - 3 grudnia - pojawi się pierwszy rozdział, na który serdecznie zapraszam :) 

6 komentarzy:

  1. Omg, omg, omg! Dodatek to bloga, miło że postanowiłaś napisać jak oni się poznali. To ciekawe, że połączyła ich dziewczynka (: Perrie jest cudowna, mimo przeszłości Zayn'a nie przekreśliła go :D Dobrze, że on w końcu przestał myśleć o Jade. Czekam na pierwszy rozdział w nowym blogu i kolejny dodatek :) Mówiłam ci że cię kocham? Jeśli nie to KOCHAM CIĘ! ♥

    Pozdrawiam i życzę weny,
    @Mrs_Selenatorx

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda że nie będziesz go dalej prowadziła. Tamten blog też jest fajny ale ten wydaje mi się lepszy... :)
    Zapraszam do siebie.
    forever-love-you-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Baaardzo się cieszę, że postanowiłaś wrzucać dodatki do tego bloga. *o*

    Wstęp... wjeojsakn <3
    Szczerze? Przykro mi się zrobiło, kiedy przeczytałam o śmierci Jade. I do tego reakcja Zayna...

    Przyjaźń Ziall i wsparcie od Nialla... kocham, kocham, kocham! Dobrze, że Zayn zgodził się sobie pomóc i nie został z tym sam.

    Fajnie wymyśliłaś tę sytuację z dziewczynką. :)

    Cieszę się, że Perrie nie odtrąciła Zayna, gdy dowiedziała się o jego przeszłości. Myślę, że kogoś takiego potrzebował.

    Tyle emocji w jednym rozdziale... - ale za to Cię kochamy, tak? :D

    Kocham Cię, wfuj mocno. ♥

    @OhMySmileyJonas

    OdpowiedzUsuń
  4. jeśli jesteś ciekawy tego jak wyglądał bal z perspektywy Loli to zapraszam na nowy rozdział na blogu http://beautiful-famous-and-rich.blogspot.com/. pod rozdziałem znajdują się ciekawostki o autorkach, link do filmiku gdzie reklamowany jest blog, który już niedługo powstanie oraz niespodzianka, którą będzie można już za chwilę zobaczyć ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mam słów, cholera. Za często mi ich brakuje, powinnam czytać słownik jak mój kolega z grupy z angielskiego (nie żartuję, on na przerwach czyta słowniki o.O).
    W każdym razie... Jade. Średnio ją lubiłam jak postać, ale widziałam, ile szczęścia dawała Zayn'owi. Zayn. Po uzależnieniu i terapii znalazł w końcu prawdziwą miłość, można by powiedzieć "przypadkiem".
    Nie wiem dlaczego rozczuliło mnie imię "Rose", ale... aww, za dużo Doctor'a Who #sorrynotsorry :)
    Na 99387483638% przeczytam jutro 1 rozdział opowiadania o Jusley, choćbym nie wiem jak fchuj zmęczona nauką była, naprawdę *-*
    ~ Kocham Cię ♥

    @MargaaStyles xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezusie jakie to piękne. *___*
    Tego dodatku nie mogłaś chyba lepiej napisać.! Czytało go się tak przyjemnie i łatwo. Jestem pod wrażeniem. ; )
    Tak strasznie się cieszę, że Zayn poznał się z Perrie i jest szczęśliwy, a ta cała historia z Jade troszkę mną wstrząsnęła.
    Nie mogę się doczekać kolejnych dodatków.!
    Pozdrawiam. ♥

    OdpowiedzUsuń