3 tygodnie później.
(N)
-Naprawdę
musisz wyjeżdżać? –spytała brunetka, machając nogami, siedząc na pustej szafce,
którą niedawno posprzątałem.
-Wyjeżdżam
dopiero za 3 dni, zdążę Ci towarzyszyć na tym ślubie Miley i Liam’a
–westchnąłem. Spojrzałem na nią. Przestała machać nogami i wpatrywała się we
mnie smutnym spojrzeniem. –Nie patrz tak na mnie, wiesz że tego nie lubię…
-Tu nie
chodzi o żaden ślub, rozumiesz? Ten ślub to dla mnie nic, w porównaniu z tym,
że za trzy dni wyjeżdżasz! –krzyknęła. Była zdenerwowana, ale też przygnębiona.
Rozumiałem ją. –Nie chcę krzyczeć, ale czasem jest to ciężkie zrozumieć, że
osoba którą się najbardziej kocha, będzie tak daleko od Ciebie. Jeszcze durne
pocieszenia „będzie dobrze”, „spotkacie się wkrótce”, „macie skype, telefon” –
to jest żałosne. Ludzie nie rozumieją chyba, co to jest prawdziwa tęsknota.
-Dems, wiem
że ciężko Ci w to uwierzyć i uważasz to za durne pocieszenie, ale naprawdę
będzie dobrze. Musi być, nie pamiętasz? –przyciągnąłem ją do siebie –Uwierz mi,
że nieważne jak daleko od siebie będziemy, zawsze czuj się tak, jakbym tutaj
był. Proszę.
Odwróciła
wzrok, udając niezwykle obrażoną. Nie chciałem czuć się winny, bo to nie moja
wina, że moim miejscem jest Wielka Brytania, Irlandia, a nie Ameryka. Tak
naprawdę byliśmy z dwóch innych światów, a ja swojego nie chciałem zmieniać.
Wiedziała, że wyjazd tutaj był chwilowy i że w końcu byśmy musieli się rozstać.
Przełamała się i spojrzała na mnie. Nasze oczy się spotkały. Nadal była smutna,
ale wiedziała, że jeszcze może się cieszyć moją bliskością. Dotknąłem jej ust
wargami, czując, że teraz jest o wiele szczęśliwsza. Nagle do pokoju wpadł
Harry, a za nim Louis oraz Liam. Odsunąłem się na moment od Demi. Harry
wyglądał praktycznie tak jak zawsze. Jedynie dzisiaj odznaczał się czapką na
głowie i zawieszoną torbą na ramieniu. Zastanawiałem się, co się stało.
-Niall, nie
chcemy wam przerywać, bo wiemy, że macie ostatnie dni ze sobą, ale… sprawa jest
dość poważna –załamał ręce Styles.
-Co się
znowu stało? –spytałem już całkiem zirytowany. Czy zawsze na koniec coś się
musi dziać?
-Chodzi o
Zayn’a. Zachowuje się dziwnie, nawet bardzo dziwnie. Paul powiedział, że na ten
moment nie mamy szans na przetransportowanie się, bo Zayn miałby problemy.
Chyba, że ograniczy się na te parę dni, ale… to mało możliwe. Dostaje nagłych
ataków, a my nie potrafimy go uspokoić.
-On bierze?
–nie umiałem w to uwierzyć, gdy chłopcy odpowiedzieli na moje pytanie, kiwając
twierdząco głową –Czyli bez narkotyków jest na takim jakby głodzie?
-Coś w tym
stylu –przyznał Harreh –Posłuchaj, gdy wrócimy do Wielkiej Brytanii, będziemy
musieli na jakiś moment przerwać to wszystko. Dopóki Zayn się nie uspokoi. Tak
czy siak, będziemy musieli mu załatwić odwyk. Nie rozumiem co się stało, ktoś
musiałby z nim porozmawiać, ale wątpię by nam się to udało. Jego rodzice na
razie nie wiedzą, nie chcieliśmy ich martwić. Jednak zbywanie ich ostatnimi
czasy jest naprawdę męczące.
-Domyślam
się –mruknąłem –Dobra, rozumiem. Mam rozumieć, że teraz nie ma prawa nigdzie
wychodzić i tak jakby na ostatnie trzy dni w Ameryce jesteśmy zaszufladkowani w
tym hotelu?
-No niby
tak. Jednak na ten ślub możesz spokojnie iść. To nie ty masz problem z dragami,
tylko Zayn. Nie dziwię się, że Paul ma go ochotę zabić. Wkopał się, i to
nieziemsko.
-Spróbuję z
nim teraz porozmawiać, na razie idźcie go pilnować –poprosiłem. Wyszli z
pokoju, zamykając za sobą drzwi. Spojrzałem na Demi, która była zdezorientowana
całą sytuacją. Nie dziwiłem jej się. –Zayn zaczął brać. Podobno zaczął się
spotykać z jakąś ćpunką. Żaden z nas konkretnie nie wie o co chodzi, jak mu
pomóc…
-Nigdy bym
nie pomyślała, że któryś z was bierze –pokręciła głową –Musicie mu pomóc, musi
zacząć uczęszczać na odwyk jak najszybciej. Inaczej będzie z nim krucho. Ja
będę już szła, jutro ten durny ślub. Naprawdę nie wiem czemu chcieli go zrobić
tak szybko. Jak im to się w ogóle udało? –wzruszyłem ramionami, nie wiedząc co
mam po prostu odpowiedzieć –Ach, przypomniałam sobie. Miley kocha być ze
wszystkim do przodu, więc sala pewnie była zarezerwowana dla niej od bardzo
dawna.
-Całkiem
możliwe. W takim razie spotykamy się jutro? –przyciągnąłem ją do siebie, a ona
uśmiechnęła się szeroko.
Kiwnęła
głową, na co musnąłem jej usta. Pożegnałem się z nią i dokończyłem pakowanie.
Przyznam szczerze, że nie chciałem stąd wyjeżdżać. Z jednej strony –niesamowicie
mi się tutaj podobało, bo miałem tutaj przy sobie kogoś, kogo kocham
najbardziej na świecie. Pomimo tego, była tutaj niesamowita pogoda, najlepsze
kluby na świecie i jedni z najlepszych fanów. Z drugiej strony – chcę wrócić do
Londynu, do Wielkiej Brytanii jak najszybciej jest to możliwe. Mam ochotę
odpocząć, bo tutaj bardziej skupiliśmy się na stałych obowiązkach muzycznych,
rzadko kiedy mieliśmy przerwy. Wykończyło to każdego z nas. Paul postanowił
zrobić nam prezent, którym miał być wyjazd do naszych rodzinnych domów na okres
tygodnia. Każdy z nas się ucieszył, bo bynajmniej będziemy mogli spędzić ten
czas z rodziną, z którą się długo nie widzieliśmy.
Odrzuciłem
na razie myśli wyjazdu, który miał nastąpić za krótki okres. Gdy spakowałem
walizkę do końca, odstawiłem ją pod ścianę. Wyszedłem z pokoju, zamykając go na
klucz i kierując się w głąb korytarza, zapukałem do pokoju Zayn’a, który
dzielił wraz z Liam’em. Usłyszałem „proszę”, więc bez wahania wszedłem do
środka. Pokój hotelowy był już starannie wysprzątany, więc miałem wrażenie, że
wszyscy byli gotowi by wrócić do swoich rodzinnych stron. Znalazłem chłopaków
bardzo szybko, bo pokój nie był ani ogromny, ani ciasny. Po prostu taki sam
wraz. Siedzieli, wpatrując się w bladą twarz Zayn’a, która unikała ich wzroku.
Musieli go odzwyczaić od narkotyków na okres dobrych kilku dni, więc musiał być
na głodzie. Współczułem mu. Ale to dla jego dobra. Musiał udać się na leczenie
jak najszybciej to się da. Oby wytrzymał aż do powrotu, do UK.
-Niall,
dobrze że jesteś –podniósł się Harry, podchodząc do mnie –Musisz jakoś z nim
pogadać. Postaraj się. Jesteś ostatnią nadzieją. Nas od siebie odpycha, a Paul
każe nam coś z niego wyciągnąć…
Harry wraz z
Louis’em i Liam’em opuścili pomieszczenie, zostawiając mnie w nim sam na sam z
Zayn’em. Przymknąłem drzwi, po czym usiadłem naprzeciwko niego. Był
rozkojarzony, nerwowy, trząsł się. Nie wiedziałem nawet jak zacząć tą rozmowę.
Byłem przygotowany na odmowę z jego strony.
-Zayn, wiem
że pewnie teraz będąc na głodzie nie chcesz o niczym rozmawiać, ale… -zacząłem.
Przełknąłem głośno ślinę, czekając na reakcję z jego strony. W każdej chwili
mógł mnie z nerwów rozszarpać, zabić. -…musimy się czegoś dowiedzieć o tym
twoim uzależnieniu, dobrze? Proszę, pozwól mi ze sobą porozmawiać.
-Dlaczego
podchodzisz do tego tak delikatnie, Niall? –zaśmiał się pod nosem, nadal mając
spuszczoną głowę –Sam powiedziałeś, że sam nie wiesz, czy kiedykolwiek byliśmy
przyjaciółmi. Po co tutaj jesteś? Po co tutaj siedzisz, starając się wyciągnąć
coś ze mnie? Normalny człowiek, wyszedłby stąd, trzaskając drzwiami, mówiąc że
powinienem sobie sam poradzić. Tak, Niall, cholernie żałuję tych słów które
wypowiedziałem w tamtym momencie. Jesteś dla mnie jednym z najlepszych
przyjaciół i uwierz mi, że nigdy nie chciałem Cię zranić na tyle.
-Nie lubię
gdy ludzie przepraszają mnie za szczerość –pokręciłem głową.
-To co
powiedziałem… To nie była prawda. Po prostu spanikowałem. Zachowywałem się…
okropnie, bo czułem jak ogarniała mnie pustka. Każdy kogoś miał. Tylko nie ja.
Każdy był szczęśliwy. Tylko nie ja. Wiesz jakie to okropne uczucie, gdy wszyscy
wokół Ciebie mają kogoś, kogo kochając, czują się szczęśliwi, a ty ciągle
żyjesz w samotności, bez nikogo? Bez kogoś, kto pokochałby Cię takim jakim
jesteś? –widziałem jak po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą szybko
otarł. Zachowywał się inaczej. Czułem, że mogę mu od początku zaufać.
-Zayn, chcę
Cię zrozumieć. Staram się. Chcę powiedzieć, że wiem co czujesz, ale nie chcę
się z Tobą kłócić o moją przeszłość czy twoją, i porównywać jak było naprawdę.
Jeśli czułeś się samotny, dlaczego nie
powiedziałeś któremuś z nas? To dlatego zacząłeś brać?
-To nie tak
–westchnął –Historia zaczęła się od przypadkowej dziewczyny, z którą
często paliłem przed klubem. Wiesz, taki mój zwyczaj. Potem gdy przylecieliśmy
tutaj, znowu na nią przypadkowo wpadłem. Wydawało mi się to być dziwne, ale
umówiłem się z nią. Pierwszy, drugi, trzeci. Pewnego dnia, zaprowadziła do mnie
do jakiejś meliny, gdzie po raz pierwszy mi władowała. To było najlepsze
uczucie na świecie, jakiego mogłem wtedy doznać. Byłem trochę senny, ale potem
stwierdziłem, że gdy spróbuję jeszcze kilka razy, to nic mi nie będzie. Kiedy
zacząłem ćpać przez nią, zrozumiałem, że trochę się w niej zakochałem… Kręciła
mnie. Była kimś… dla mnie wyjątkowym. Takim wzorem do naśladowania. Żałośnie to
brzmi, prawda? –zaśmiał się –Tak czy siak, nie mam pojęcia co się z nią teraz
dzieje. Kontakt nam się urwał, tak po prostu. Gdy wgłębiła mnie w to narkotykowe
szaleństwo, nagle zniknęła. Pewnie chciała widzieć jak sobie radzę bez niej,
bez dragów. Albo starając się, je sobie załatwić. Przejrzałem ją, żałuję, że
byłem taki głupi, ale to uczucie mocno nadal we mnie tkwi. Mam ją za kogoś
więcej, niż tylko za ćpunkę czy alkoholiczkę. Ale wy tego nie zrozumiecie
–machnął ręką, kończąc w dziwny sposób całą swoją wypowiedź.
-Czyli
zakochałeś się w dziewczynie która Cię na początku zaintrygowała, a potem
sprowadziła Cię na drogę ćpuna? –nie umiałem uwierzyć. On przytaknął, a ja
westchnąłem. Tak naprawdę myślałem tylko o tym pieprzonym odwyku, a potem
dołączyła do tej myśli inna, która mówiła o psychologu. –Zayn, od razu gdy
wrócimy do Wielkiej Brytanii, musisz nam obiecać, że pójdziesz na odwyk i nigdy
więcej już się za to nie weźmiesz. Nie jesteś jeszcze w tak silnym stanie, więc
twoja terapia odwykowa powinna być o wiele krótsza, niż ta normalna. Jesteś na
to gotowy? Obiecujesz, że już nigdy nie popełnisz takiego błędu?
-Obiecuję.
Pod warunkiem, że będziecie ze mną. Bo bez waszego wsparcia… Nie jestem w
stanie nadal funkcjonować. Jesteście wszystkim co mam, to wam wszystko
zawdzięczam –mówiąc te słowa, podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko w moim
kierunku.
Niby wszyscy
mają go za takiego bad boy’a, a jednak chłopak też ma serce i przyznaje się do
własnych błędów.
*
Następnego dnia.
(D)
-Niall,
pośpiesz się! Jak się spóźnimy, to Miley mnie po prostu rozszarpie na drobne
kawałeczki –powiedziałam cała zdenerwowana, stojąc przed lustrem.
Poprawiałam
właśnie moją sukienkę, która idealnie przylegiwała do mojego ciała. Włosy były
dopracowane przez osoby z mojej ekipy przygotowawczej, a makijaż ułożyła moja siostra.
Wszyscy oczywiście opuścili mnie, gdy miał zjawić się Niall, dla którego był
już przygotowany garnitur. Przyznał, że jest słaby w dobieraniu sobie ubrań,
więc pojechałam z najbardziej zaufanym dla mnie facetem na zakupy, i wybraliśmy
po prostu najskromniejszy, a jednocześnie bardzo elegancki garnitur. Byłam
pewna, że Niall będzie wyglądał niesamowicie. Że my oboje będziemy wyglądać
niesamowicie. Cały czas myślałam też o tym, że co by to było, gdybym to ja
miała szansę stanąć z Niall’em na ślubnym kobiercu.
-O czym tak
myślisz, księżniczko? –mruknął mi do ucha Niall’a, zachodząc mnie od tyłu.
Złapał mnie w pasie, na co zachichotałam.
-Myślałam o
tym, co by to było, gdyby to był nasz dzień. Taki najważniejszy w naszym życiu.
Bylibyśmy parą młodą. Stojąc tam, byłabym pewna, że mam przy sobie największy
skarb na świecie, z którym chciałam żyć w zdrowiu i w chorobie, zdecydowanie na
zawsze. Byłabym pewna, że jesteś tym jedynym –pocałowałam go w policzek. Już
wcześniej uśmiechał się, ale gdy obdarzyłam go krótkotrwałym pocałunkiem, jego
uśmiech był jeszcze piękniejszy.
-Gdybyśmy
byli małżeństwem, moglibyśmy być już wtedy ciągle razem. Tak na poważnie razem.
Mielibyśmy kilkoro dzieci, mieszkali w wymarzonym domu. Pewnie dochodziłoby do
sprzeczek, ale ty byś zawsze zachodził mnie od tyłu, najpierw przytulając, a
potem obdarzając pocałunkami w policzek, schodząc do szyi. Nasza kłótnia
poszłaby w niepamięć i nadal byśmy byli szczęśliwą parą. Chciałabym tak, wiesz?
–przyznałam, wzdychając.
-Kocham Cię
i uwierz mi, że jestem w stanie spełnić każde twoje marzenie, bo obiecałem Ci
być zawsze przy Tobie. Zawsze, pamiętasz? –spojrzał gdzieś na oddal, a ja
uśmiechałam się sama do siebie. Tego dnia byłam tak niesamowicie szczęśliwa. Po
prostu cieszyłam się z tego co mam. –Kochanie, kazałaś mi się śpieszyć, a zaraz
się spóźnimy. Chodźmy już.
Złapał moją
dłoń. Zeszliśmy na dół ostrożnie po schodach, gdzie czekała na nas moja mama,
dwie siostry oraz ojczym. Przytuliłam każdego z osobna, a mama szepnęła mi do
ucha „kiedyś i ty się doczekasz”. Znowu zaczęłam sobie wyobrażać to wszystko co
mogłoby być. Uwielbiałam ją. Wiedziała jak mnie rozweselić i sprawić, bym
myślała o tym najlepszym. Pożegnaliśmy się z moją rodziną, po czym wyszliśmy
przed mój dom. Wsiedliśmy do przygotowanej już dla nas limuzyny, która miała
nas zawieźć na miejsce, w którym miał się odbyć ślub. Gdy kierowca ruszył,
delikatnie oparłam głowę na ramieniu Niall’a. Ten delikatnie zaczął głaskać
moje odkryte ramie. Robiąc tak przez całą drogę, cieszyłam się, że mogę go tutaj
jeszcze mieć. Przy sobie.
*
(M)
-Ja, Liam Hemsworth, biorę Ciebie, Destiny Hope
Cyrus, za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że
Cię nie opuszczę, aż do śmierci.
-Ja, Destiny Hope Cyrus, biorę Ciebie, Liam’a
Hemsworth’a, za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz
to, że Cię nie opuszczę, aż do śmierci.
-Destiny, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej
miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Liam, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej
miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
-Możecie się pocałować –usłyszeliśmy
już upragnione od długiego czasu słowa.
Nasze usta
wpiły się w siebie. Usłyszeliśmy głośne oklaski, ze strony naszych przyjaciół,
rodzin. Wydawało mi się, że był to najpiękniejszy dzień w moim życiu. Miałam
jedynie cichą nadzieję, że nie powtórzy się wszystko to co wcześniej. Naprawdę
bym tego nie chciała. Nie chciałabym przyznawać racji Demi, Justin’owi… No
właśnie, gdzie do cholery jest Justin!? Gdy Liam oddalił się ode mnie, wszyscy
mogli spokojnie ruszyć w stronę wyjścia. Zauważyłam go. Uśmiechał się.
Zrozumiał, że moje szczęście jest ważniejsze niż jego. Pomimo tego… Nadal tego
nie rozumiałam. On był… Nie poddawał się tak szybko, więc co się nagle stało?
To naprawdę było do niego niepodobne, ale nie miałam ochoty zaprzątywać sobie
tym głowy, akurat w ten dzień.
*
MUZYKA DO TEJ CZĘŚCI.
(D)
Wszyscy świetnie
się bawili, będąc już na weselu, po wyczerpującej przysiędze w kościele. W
głośnikach brzmiała rytmiczna piosenka „The Violet Hour”, którą Niall często
grał mi na gitarze. Dziwiło mnie to, że niby z przypadku została puszczona.
Obracaliśmy się, przytuleni do siebie, starając się tańcząc chodź trochę. Żadne
z nas nie było zbyt dobrym tancerzem, ale nawet by pośmiać się z samych siebie
– uwielbialiśmy to robić. Czułam, że wszystko dopiero się rozpoczyna. Świetna
atmosfera panowała wśród wszystkich. Tego dnia, nikt się nie smucił. Wszyscy
zapomnieli o bólu, o smutkach. Cieszyli się chwilą. Cieszyli się wolnym tańcem
z ukochaną osobą i liczyła się tylko dla nich dobra zabawa, która miała być dla
nich nagrodą, po czasie cierpień i smutków. Zrozumiałam wtedy, że Miley jest
naprawdę szczęśliwa w ramionach Liam’a, a ja nie powinnam była go oceniać z
góry. Trochę tego żałuję, ale nie warto się tym przejmować. Nie dzisiaj. Na
chwilę by odsapnąć, podeszliśmy do baru, gdzie złożyliśmy zamówienie na dwa
drinki, które wypiliśmy bardzo szybko. Niall chciał mnie zaciągnąć jeszcze po
jedzenie, jednak nie zgodziłam się, więc musiał iść sam. Udawał oburzonego, ale
wiedział tak naprawdę, że ja wiem swoje i wcale nie jest w tym stanie. Kołysząc
się trochę w rytm muzyki, zaskoczył mnie Justin. Wyglądał naprawdę elegancko,
tak inaczej. Widziałam go po prostu w innej odsłonie. Pomimo tego, wyglądał o
wiele, wiele bardziej męsko i odpowiedzialniej. Spodobało mi się to.
-Widzę, że
myśl o ślubie Miley’a i Liam’a, nie zdołowała Cię na tyle, że nie przyszedłeś
–chciałam się na początku z nim trochę podrażnić. Zawsze tak robiliśmy.
-Wiesz, może
faktycznie jej szczęście jest ważniejsze, niż moje –wzruszył ramionami.
Spojrzałam na niego zdziwiona, ale jednocześnie dumna. Dobrze, że to zrozumiał
w na tyle odpowiednim momencie. –Pomimo tego, nie powiem… Gdy ksiądz pytał, kto
jest przeciw, chętnie miałem ochotę się tam rzucić, porwać ją jak w tych
durnych filmach i po prostu zapewne byśmy potem byli razem, bo przekonałbym ją,
że uciekła od największego zła na świecie –upił łyka swojego napoju.
-Jesteś
okropny –zażartowałam, a on się zaśmiał –Ale pomimo tego, kocham Cię jak brata.
Jak tam u Seleny? Miley jej nie zaprosiła, czy po prostu coś jej wypadło?
-Nie
jesteśmy już razem –pokręcił głową. Mocno się zdziwiłam ponownie. Nie chciałam
pomimo tego wnikać w to wszystko. Stwierdziłam, że potem do niej zadzwonię i
może uda mi się z nią normalnie porozmawiać, czego nie robiłam od długiego
czasu. –Tak czy siak, ważniejsze jest zawsze szczęście innych, a nie własne,
także czuję się wspaniale, jeśli chciałabyś wiedzieć.
-Jus,
kłamiesz –wywróciłam oczami –Pomimo tego, trzymaj się jakoś i bądź silny. To
jedyne co teraz możesz zrobić –doradziłam mu.
Pocałował
mnie w policzek. Poczułam jego perfumy i delikatny zapach alkoholu,
wydobywający się z jego ust. Na szczęście nie był pijany, bo kontaktował,
odpowiadał normalnie. Widzę, że mają tu mocny alkohol. Mogłam sobie
zapewnić wieczór wśród mocno pijanych osób. Jak dobrze, że Niall jest tutaj.
---------------------------------------------------------------------------------
Nie wierzę, że piszę to właśnie, ale... ten rozdział mi się wyjątkowo podoba. Wyszedł mi długi, opisowy, ale mam nadzieję, że wam się podoba. Nie bijcie mnie za to, że akcja (mam tutaj na myśli 'szybki' ślub) się tak szybko rozwinęła, bo... po prostu tak musi być. Z resztą, dowiecie się za niedługo.
Dziękuje wam za te 11 komentarzy pod tamtym rozdziałem, bo jak je czytam, to łezka w oku mi się kręci. Jesteście cudowni i będę wam to powtarzać do końca życia i dłużej!
Chciałam wam wszystkim dedykować ten rozdział, bo dzięki wam piszę te durne rozdziały, które musicie czytać, które komentujecie, które pomimo (pewnie) błędów interpunkcyjnych wam się podobają. Dziękuje wam z całego serca za wszystko i uwierzcie mi, że nigdy nie myślałam, że będę miała tak wspaniałych czytelników. NIGDY.
Dodaje rozdział wyjątkowo we wtorek, pomimo tego, że jutro środa, ale stwierdziłam, że nie będę wam aż tak niszczyć jeszcze początku tygodnia i wstawię o jeden dzień wcześniej. Zasada ciągle panuje ta sama :)
Dziękuje ponownie, do zobaczenia w kolejnym rozdziale i kocham was <3
obiecuję przeczytać ale nie teraz bo nie dam rady od razu nadrobić 15 rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę mi się podoba. W poprzednim rodziale napisałam że nie cieszę się z ślubu Miley i Liam'a, teraz wyjątkowo mi się podoba. Część z Zayn'em jest cudna! To jak on się wypowiada, żeby chłopcy go nie opuszczali bo dzięki nim on funkcjonuje normalnie, powoduje że łezka się w oku kręci. Tak sądziłam że Niall zdoła go nakłonić do odwyku. Poza tym podoba mi się scena Demi/Justin. <3 Życzę dalszej inspiracji, pozdrawiam @Mrs_Selenatorx
OdpowiedzUsuńChciałaś hejty, więc *hejci ją* :c
OdpowiedzUsuńA tak serio, to rozdział świetny, poza jednym szczegółem, ale do tego dojdziemy za moment. :3
Kurde no, myślałam, że dojdzie do czegoś większego między Diallem, a tu kurde wparował Heri, Liam (ten fajny, nie "Hymsfortf") i Lou, którzy oznajmiają, że Zayn jest ćpunem. :<
Rozmowa Nialla i Zayna... aż poleciała mi łezka, serio. :')
Kolejne łzy - przy monologu Demster. Jak Ty to robisz, że w ciągu minuty dwa razy się wzruszyłam!? :")
Daliiij... .________. Czemu tak szybko? Nie dałaś mi szansy, żeby to ogarnąć. Czuję się jak Dżazteeen. :'<
Nie wiem, czy przy momencie ślubu miałam się wzruszyć, ale w każdym razie w tej części rozdziału nie uroniłam żadnej łezki. Jezdę fretna. :]
Rozmowa Jusa i Dee... *___* Can I die from happiness?
A co do dopiski...
NEWA SEJ NEWAAAAAA! :D
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie jeszcze więcej komentarzy, niż poprzednio. Liczę na to, że przed środą przeczytam już szesnastkę. ;D
Kocham,
@OhMySmileyJonas xxx
Wow, ten serio, jest wyjątkowy, taki od serca <3
OdpowiedzUsuńPięknie opisałaś rozmyślenia Demi i wgl. cały ś;lub, chodź czuje, że Jus coś kombinuje...
Noemi <3
Życzę weny i do następnego!!
Naprawdę ten rozdział jest Świetny . ♥
OdpowiedzUsuńPiszesz cudownie i świetnie opisujesz uczucia . ;3
Czekam na Następny . ;)
Aaaaaaaa...!! Świetny.!
OdpowiedzUsuńSpisałaś się na 6+ kochana. ; ))
Mimo, że jestem świeżym czytelnikiem twojego bloga to już pokochałam go całym sercem.♥
Opis ślubu wyszedł Ci naprawdę dobrze.
Powiem Ci, że jak czytałam końcówkę to troszkę zrobiło mi się smutno. Nadal myślę, że Jus powinien być z Miley. A może jeszcze coś wykombinujesz?? Hmmm...
Czekam na kolejny, mam nadzieję, że pojawi się niedługo. xx
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeee oni nie mogą być razem!!! Justin powinien być z Miley!!! Tak myślałam że Zayn tak niestety skończy:< Ta scena jak rozmawia z Niallem boska!! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Zapraszam na mojego bloga http://notidealbutmylife.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Lieber Award :D
OdpowiedzUsuńZapraszam : http://lovesandfriend.blogspot.com/
Ahh. Świetny <3
OdpowiedzUsuńHejcę Cię za Miam...
OdpowiedzUsuńNie no, ale... sjghsudhug ja chcę Jusley, sorry not sorry :c
Mi się podoba ten rozdział, aczkolwiek czeka na mnie jeden do przodu, więc sprężając się powiem, że ten jest naprawdę świetny i... lecę <3
~ Kocham Cię ♥
@MargaaStyles xx