środa, 26 grudnia 2012

Pożegnanie.


Witajcie!

Ten post, będzie ostatnim postem na tym blogu. Wiem, że pisałam, że miał pojawić się jeszcze jeden dodatek, ale wyjaśnienie znajdziecie poniżej.

Na początek może powiem troszkę o ‘nowym’ blogu. Dodawanie rozdziałów to porażka, bo nie ma tam żadnej nowości od prawie miesiąca, czemu też jestem winna, ale przyczyna jest po prostu jedna. Wiem, że pewnie trochę z was czeka na ten pieprzony rozdział, ale czasem ciężko jest mi się ogarnąć, normalnie usiąść i coś napisać. Dla mnie jak na razie z tamtego bloga wychodzi jedna, wielka porażka, chociaż w głowie był pomysł. Żałuję, że nie zaczęłam pisać rozdziałów do przodu, ale nie chciałam już totalnie stracić weny na tego. Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.

Jeśli chodzi o dodatek – Niestety, nie wyrobiłam się. Brak czasu usprawiedliwia to w 50%, drugie 50% to brak weny. Przepraszam was wszystkich, liczyłam, że będę miała szansę dodać wam ostatni dodatek, ale… Nie wyszło. Chyba, że chcecie świąteczno-sylwestrowy, bo wena mi powróciła? Decyzja należy do was, osobiście postaram się coś jeszcze napisać.

O dziwo mam pomysł na dwa nowe blogi, ale nie wiem czy się na to nie zdecyduje dopiero w przyszłym roku, po zakończeniu bloga „Pro Publico Bono”. Jeden byłby nowym opowiadaniem, troszkę innym niż te obecne, a drugi byłby z one shot’ami, imaginami o One Direction, pisane przeze mnie, oczywiście. Będę was informować na bieżąco o moich postępowaniach, co do mojej pseudo twórczości (tak, jestem bardzo miła dla siebie).

Przepraszam was wszystkich. Dodam jutro, bądź jeszcze dzisiaj rozdział na „Pro Publico Bono”. Głupio mi wracać z takim dziwnym rozdziałem, ale mam nadzieję, że się wam spodoba.

Dziękuje wam za wszystko. Mam nadzieję, że dobrze zapamiętacie tego bloga. Byliście dla mnie naprawdę ważni. Mogłabym powiedzieć, że miałam najlepszych czytelników pod słońcem. Dziękuje jeszcze raz z całego serca. Kocham was, do zobaczenia :)

Aha, wiem, że spóźnione, ale... Chciałam wam życzyć wesołych świąt i wspaniałego sylwestra. Mam nadzieję, że rok 2013 będzie pełen pozytywnych niespodzianek i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy :)

sobota, 15 grudnia 2012

O2: from the end ~ miley and justin.


 Perspektywa Miley. Ciężko jest być mężatką, a myśleć o innym mężczyźnie. Nie wierzę, że myślami wracam do mojego najlepszego przyjaciela, którym był Justin. Tak, nadal o nim pamiętam. Tak naprawdę nie wiem co się z nim dzieje, nie mam z nim żadnego kontaktu. Nie przyznam się Liam’owi, że ciągle o nim myślę, jednak jego podejrzenia zaczynają być coraz większe. Dołuje mnie ta cała sytuacja. Boję się zrobić pierwszy krok. Nie chcę dać za wygraną. Nie chcę mu pokazać, że zależy mi na nim. Nie chcę, by zgarnął całą satysfakcję. Zabawa na poziomie przedszkola, prawda? Wiem. Cóż, tacy byliśmy od dawna. Ciągle dziecinni, bezsensowni, a szczególnie te nasze kłótnie. Pomimo tego, nadal łączyła nas jakaś więź przyjaźni, którą oboje uwielbialiśmy. Brzmi zabawnie? Całkiem prawdopodobne. Wiecie, patrzę na to wszystko sumując wydarzenia z ostatnich kilku miesięcy. Tak, nawet te jego durne pocałunki, które przywołują mnie o najlepsze wspomnienia. Nikt jeszcze nie całował mnie z takim uczuciem, z jakim całował mnie on. To nie jest tak, że czuję się nieszczęśliwa, będąc z Liam’em. Po prostu wiem, że Justin by podchodził do mnie… lepiej, z większą miłością? Nie umiem już nawet pozbierać słów. Prawdopodobnie myliłam się wtedy. Mogłam zaufać im wszystkim, a tak – odwrócili się ode mnie. Znowu mieli rację, a ja jak zwykle nie umiałam tego pojąć. Dlaczego w tak wielu kwestiach popełniamy błędy? To pytanie męczy mnie każdego dnia. Chciałabym co najmniej jeden raz powiedzieć, że nareszcie podjęłam słuszną, poprawną decyzję. Chociaż jeden, jedyny raz, który dałby mi satysfakcję na dłuższy czas.

~ * ~

Liam – był to pierwszy facet który zranił mnie niesamowicie, ale postanowiłam mu dać drugą szansę. Chociaż mieszkając w Ameryce, powinnam się nauczyć, że nie warto dawać ludziom drugie szanse. Bynajmniej tak twierdziła Demi. Teraz to głupie, że nie mam niby własnego zdania, ale wolałam kierować się jej słowami, które idealnie pamiętam, jednak nie posłuchałam ich wtedy. Czuję się z nim szczęśliwa. Nie chcę zaprzeczać, że nie. Bo również pokazuje mi życie z innej strony. Pomimo tego – czuję się ograniczona. Czuję się kimś, kim nie chcę być. I wyłącznie przez niego. Za każdym razem gdy myślę o tym, wspominam tamte słowa „Miley, zmień faceta. To już nawet nie chodzi o mnie. On zmienia Cię na minus.” Durne urywki, sławnego Biebs’a. Czasem miałam go ochotę udusić, bo jego słowa tkwiły w mojej głowie przez bardzo długi czas. I to za każdym razem. Od tamtego czasu, Liam zmienił się. Niby na plus, ale czemu zmieniając się na plus, musi pogarszać ludzi? To jakaś gra, która jest teraz w modzie? Całkiem nieźle się w nią gra. W sumie – bez niej świat byłby nudny. Bo co to by było za życie na ziemi, na której wszyscy są idealni? Byłoby całkiem nudno, a tego nie chcemy. Lepiej by wszyscy byli mało idealni niż naprawdę idealni, bez błędów. Spędzaliśmy każdego dnia miło czas, planując swoją przyszłość. Mało w tym było realizacji, a zbyt dużo pomysłów.
-Wybieram się dzisiaj do mojego przyjaciela fotografa –pocałował mnie w policzek na powitanie, któregoś poranka. Byłam ubrana w jego koszulkę, która wisiała na mnie. Bynajmniej bardziej czułam się w takich rzeczach bezpieczniej. –Masz ochotę wybrać się ze mną?
-Dawno nie byłam na żadnej sesji, straciłam wprawę –pokręciłam głową, odpowiadając mu z pełną buzią. Zaśmiał się słodko, szepcząc „trudno”. Hm, coś za szybko odpuszcza… -A czego tym razem ma dotyczyć sesja?
-Chyba najzwyklejsze w świecie zdjęcia. Są mi potrzebne do podań. Zacznę chodzić od nowa na castingi. Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza –poinformował mnie o swoich planach, będąc odwróconym do mnie plecami. Prawdopodobnie w tym samym czasie nalewał orzeźwiający sok pomarańczowy do szklanki.
-Nie przeszkadza, tylko mogłeś mi powiedzieć wcześniej. Szkoda, że dowiaduję się dopiero teraz… -zeszłam z wysokiego krzesła, chcąc skierować się w stronę schodów. Pobiegłam szybko na górę, pragnąc się odświeżyć.
Weszłam do naszej wspólnej sypialni, otwierając szafę, w której były nasze rzeczy. Teraz za dużo rzeczy mamy wspólnych. Wyciągnęłam jakieś luźne ubrania. Tak naprawdę byłam przygotowana na siedzenie w domu i to cały czas. Chciałam wyjść z sypialni, gdy mój wzrok przykuł telefon Liam’a, leżący na szafce nocnej. Spojrzałam szybko czy aby na pewno nie skierował się na górę do mnie, by mnie przeprosić czy wypowiedzieć parę słodkich słówek, ale to chyba nie w jego stylu. Tak, na co ja do cholery liczę… Wzięłam telefon do rąk i… W sumie nie byłam powinna tego robić, ale weszłam w zakładkę „Wiadomości”. Skoro on potrafi mnie ograniczać, to dlaczego ja nie mogę zaglądać w jego komórkę? To na prawie równych zasadach. Jedne smsy ponownie sprawiły, że mój wzrok utknął tylko na nich. Świetnie. Dlaczego nie umiałam zorientować się wcześniej? Znowu mnie zaczął zdradzać. Po ślubie? Myślałam, że zmienił swoje zachowanie. Pomimo tego… Moje serce było całe, łzy nie opanowały oczu. Co się stało, do cholery? Zostawiłam czarnego iPhone’a z powrotem na szafce i skierowałam się w stronę łazienki, do której miałam się udać jakieś dobre kilka minut temu.

~ * ~

Czekałam kiedy mi powie. Nie miał odwagi. Tchórz. Czemu ja ciągle go posądzałam o tchórzostwo, a sama nie byłam lepsza? Myślałam o chłopaku, a nawet nie wiedziałam co się z nim dzieje, bo bałam się kontaktowania z nim. To było dopiero tchórzostwo. Bałam się tych durnych pytań, którymi potrafiłby mi zamknąć buzię. Zawsze potrafił rozpoznawać, kiedy czułam się szczęśliwa, a kiedy nie. Może coraz bardziej oszukiwałam samą siebie? Pseudo wyjazdy Liam’a stawały się coraz częstsze. On zabawiał się gdzieś z panienkami, a ja sama leżałam w łóżku, przepłakując noc, zazwyczaj. Nigdy nie widział mnie chyba tak smutnej i chyba nigdy nie zobaczy. Nie będę płakać, gdy w końcu nie wytrzymam i powiem mu, że ma się wynosić, bo znam całą prawdę. Nie chciałam bawić się z nim w sposób „wytłumacz mi to wszystko”, tylko chciałam potraktować go jak psa. Chamskie? Niby tak, ale to jak zmienił mnie, przekracza chyba wszelkie możliwości. Musiałam być naprawdę w niego zapatrzona, skoro dałam się tak omamić. Gdybym nie słuchała jego zachcianek, byłabym ‘tamtą’ Miley. Która miała własne zdanie, która była szczęśliwa i która wyglądała tak, jak chciała wyglądać. Przefarbowałam, ścięłam się tylko dla niego. Głupio zrobiłam. Po co się poświęcał dla mnie tyle razy, by znowu mnie porzucić po pewnym czasie? Tysiące pytań przebiegało mi przez głowę. Nie miałam z kim się skontaktować. Demi mnie unikała, z Seleną się nienawidziłyśmy, a z resztą… Z resztą, była dziewczyną Justin’a, więc ja bym z nią o nim gadała? O matko, popełniłabym chyba największy błąd na świecie. Kiedy wracał do domu – udawał szczęśliwego, że mnie widzi, a byłam ciekawa, co tak naprawdę sobie o mnie myśli. Jeśli chciał dziewczynę idealną – dlaczego mi nie powiedział? Wszystkie inne są nagle atrakcyjniejsze ode mnie? Chyba skończę z użalaniem się nad sobą. Nie wyciągnę z tego nic, a nic, a tylko bardziej się zdołuje. Czekałam w końcu gdy uczciwie spojrzy mi w oczy i wyjawi to swoje durne kłamstwo.

~ * ~
W końcu nie wytrzymałam. Chyba każdy człowiek ma w końcu taki dzień, kiedy nie potrafi dusić w sobie jednej rzeczy i postanawia nareszcie działać. Wrócił ‘późnym wieczorem’ do domu. Zegar wskazywał godzinę  pierwszą. Myślał, że śpię. Zaskoczyłam go. Postanowiłam w sumie pokazać mu jak ja się czuję gdy on jest tam, a ja jestem tu. Rozmazany tusz, włosy porozstawiane we wszystkie strony i nareszcie własna piżama. Zdziwił się. Chciał mnie przytulić i troskliwie zapytać o co chodzi. Odepchnęłam go od siebie.
-Błagam, nie żartuj, że teraz nagle chcesz mnie przytulić. Wiem, że dla Ciebie jestem nikim. Byłam tylko marionetką, tak? Chciałeś mnie poślubić, a potem mnie zdradzać – taki był twój plan? Tak? Tylko jedynie po co? Po co, bo dla mnie to nie jest już dłużej przyjemna gra. Chciałabym pozbyć się jej i Ciebie raz na zawsze!
-Miley, skąd przyszedł Ci do głowy pomysł o zdradzie? –pokręcił niedowierzenie głową –Nigdy bym nie wpadł już na taki pomysł, doskonale o tym wiesz. Te moje nocne powroty są za sprawą pracy. To wszystko. Zacznij mi ufać, bo długo tak nie pociągniemy…
-Nie jestem głupia, dobrze? Sądzisz, że gdy byłam sama w naszej sypialni, to nie miałam ochoty zajrzeć do twojego telefonu i poczytać sobie kilku wiadomości? A owszem, ochota napadła mnie niesamowita! –wykrzyczałam mu w twarz, dłużej nie wytrzymując. Widziałam jak złość przepełnia jego oczy. –I masz rację, długo tak nie pociągniemy, bo to koniec. Spakowałam twoje rzeczy, bo wynosisz się stąd.
Podniosłam ciężką torbę z jego rzeczami, którą potem mu podałam. Przyjął ją niechętnie, mruknął coś pod nosem, kierując się w stronę drzwi. Odwrócił się na moment, patrząc na mnie z niedowierzaniem. To nie ja to wszystko zepsułam. Tylko jego głupota i czyste błędy, bez żadnego sensu. Może teraz ze swoimi kochankami zazna czegoś, czego potrzebuje. Niedawno brałam ślub, a teraz mam od razu brać rozwód? Bałam się. Bałam się, bo Liam mógłby wyciągnąć ode mnie pieniądze, mając pewnie jakieś argumenty, niezgodne z prawdą. Mu zawsze się udaje. Wiecie – głupi zawsze ma szczęście. Pecha akurat mi nigdy nie brakowało, ale zapewne nie tylko mi. Zsunęłam się po ścianie, a płacz ogarnął mnie całą. Z kieszeni wypadł mi telefon. To zawsze w takich chwilach dzwoniłam do Demi albo do Justin’a, udając, że wszystko jest w porządku, a oni i tak wyciągali ze mnie wszelkie informacje. W końcu się odważyłam. Przez łzy wybrałam jego numer. Pociągnęłam nosem, by mój głos wrócił do normalności. By był zwykłym, radosnym głosem, który po prostu się zanim stęsknił. Już nie obchodziła mnie ta cała gra, naprawdę. Zapomniałam która jest tak właściwie godzina. Zaczęłam się bać, że go właśnie budzę tym przeklętym telefonem. Jednak trwałam z nim przy uchu do końca. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty sygnał…
-Halo? –„nareszcie”, pomyślałam.
-Hej –uśmiechnęłam się, słysząc jego głos –Przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze. Przeszkadzam Ci?
-Nie. Zdziwiłaś mnie po prostu tym telefonem i na chwilę musiałem oderwać się od mojej pasji twórczej –zaśmiał się w słuchawkę.
-Wybacz –mruknęłam –Myślałam, że specjalnie Ci nie przeszkodzę. Zacząłeś znowu pisać piosenki? Bierzesz się za nowy album czy bardziej coś w stylu twoich prywatnych utworów?
-Chciałem to umieścić na nowej płycie, ale… Ale nie, to raczej nie jest to. Chyba, że wpadniesz do mnie za jakiś czas i ocenisz? –czy on mnie właśnie poprosił o pomoc? Jestem w szoku. Szczerym, ale szczęśliwym szoku, jeśli szok można nazwać szczęśliwym. –Oczywiście nie nalegam, pewnie teraz jako mężatka masz ograniczone spotykanie się ze znajomymi i pełno pracy przy mężu.
-Bardzo zabawne. Poczekajmy aż ty będziesz ją miał –odgryzłam się, bo wiem, że tamte słowa wypowiedział specjalnie.
-Ty nią miałaś być, ale nie wyszło –westchnął –Tak czy owak, mam nadzieję, że wpadniesz do mnie za niedługo. Przyznam szczerze, że się trochę za Tobą stęskniłem. Dawno się nie widzieliśmy. Głównie od ślubu, wesela.
-Co racja, to racja… Mam sporo wolnego czasu teraz. Hm, muszę Ci o kilku rzeczach opowiedzieć. Mam nadzieję, że Cię nie zanudzę i będę mogła liczyć na twoje wsparcie tak jak kiedyś.
-Na moje wsparcie zawsze, pamiętaj. Nieważne co się dzieje, zawsze możesz napisać, zadzwonić. Chciałem coś powiedzieć, ale… A tak, racja. Ślicznie wyglądasz w sukni ślubnej.
-Dziękuje. Ty na pewno przystojnie byś wyglądał w garniturze na swoim ślubie –zaśmiałam się –Jeszcze trochę czasu, a też tam będę pewnie stała, przyglądając się Tobie i twojej narzeczonej. Jestem ciekawa kto nią będzie.
-Mówiłem Ci, że miałaś być ty, ale nie wyszło. A szkoda. Hm, Selena na pewno odpada, zerwaliśmy. Było to i tak przesądzone. Nie umiałem z nią być, po prostu…
-Przykro mi. Pomimo tego, bardzo dobrze, że nareszcie pozbyłeś się tej żmii ze swojego życia.
Wybuchliśmy śmiechem. Nasza rozmowa trwała dobre trzy godziny, jak nie więcej. Nareszcie porozmawiałam z nim tak, jak rozmawiałam wcześniej. Nadal był moim dobrym przyjacielem. Pomimo wszystkiego.

~ * ~

Powoli odzyskiwałam siły. Odzyskiwałam wsparcie od ludzi na których mi zależało, ale wcześniej to zepsułam. Bynajmniej teraz mogę powiedzieć, że nareszcie robię coś w dobrym kierunku. Jednak nie zacznę sama siebie przeceniać. Wiem do czego to prowadzi. Zaczęłam normalnie z nim rozmawiać. Ma mnie nadal za najlepszą przyjaciółkę jak wcześniej. Zdziwiło mnie to. Wytłumaczył mi, że od początku wiedział, że nie była to moja wina, a Liam’a, który mną manipulował i zamieniał na minus, jak to on nazywał. Z jednej strony był dla mnie jak brat, a z drugiej strony miałam ochotę mieć go przy sobie cały czas i nazywać go kimś więcej. Jego uczucia do mnie nie zniknęły, jednak ja bałam się wyjawić to co czuję. To był błąd. Znowu zaczęłam myśleć o jego satysfakcji z tego wszystkiego. Chciałam wrócić do tamtych czasów, gdy wyglądałam normalnie. Sama na siebie nie potrafię patrzeć w lustrze. Jestem totalnie zmieniona, nie jestem sobą. To nie jest ta Miley, którą miałam być na mojej drodze. Żaląc mu się, zawsze mnie pocieszał, że nieważne jak wyglądam – zawsze byłam, jestem i będę piękna. Niby mnie to pocieszało, ale… Czy to było trafne stwierdzenie? W to wątpiłam jednak za każdym razem. Jednak zawsze mu ufałam. W końcu był moim przyjacielem. Na dobre i na złe.

~ * ~

Spotkaliśmy się. Po dość długim czasie, ale spotkaliśmy się. Opowiedziałam mu o wszystkim, pocieszył mnie. Od nowa się do siebie zbliżyliśmy. Nie jest taki jak Liam. Jest lepszy. O wiele. Jest kimś, kto traktuje mnie jak chcę być sama traktowana. To on potrafi rozczytać mój wyraz twarzy, zrozumieć moje mało zrozumiałe słowa. A co najważniejsze – nie ma mi już za złe tego, że popełniałam złe decyzje. Niby jest pomiędzy nami ta mała, durna różnica wieków, ale rozumie mnie jak nikt inny. Zagrał mi na gitarze niektóre piosenki, które pisał tamtego wieczora, gdy do niego zadzwoniłam. Były cudowne, widziałam w jego oczach dumę z własnego siebie, gdy go chwaliłam. Też byłam z niego dumna. Zasiedliśmy potem przed telewizorem, puszczają nasz słynny występ, gdy oboje śpiewaliśmy „Overboard”. Wtuliłam się w niego, a on pocałował mnie w czoło. Śmiałam się gdy był wtedy niższy ode mnie. W sumie jest do tej pory. Ale nie o tyle, jaki był na tym video. Kochałam wspominać z nim nawet te najmniejsze drobnostki. Zawsze wywoływało to u mnie niesamowity uśmiech i czułam się szczęśliwa. Odprowadził mnie do domu, bo było późno. Zabrali mu samochód na krótki okres, bo na początku nie chciał się skupić w ogóle na swojej pracy, więc Scooter stwierdził, że tak będzie lepiej. Szliśmy ścieżkami Los Angeles, gdzie mijały nas grupki nastolatków. Inni podpici, drudzy dopiero wyruszający na imprezy. Ach, to nocne amerykańskie życie. Kiedyś też to kochałam. Szkoda tylko, że to niszczy na tyle bardzo. Ciągłe imprezy, alkohol, narkotyki, fajki wykańczają. Nie dość, że sam siebie tym mordujesz, to jeszcze wydajesz na to niepotrzebnie pieniądze. Żałuję, że na początku byłam taka słaba, że musiałam zatapiać swoje smutki w alkoholu, w pobliskich klubach, ale wszystko odwróciło się ponownie i przestałam się zamartwiać. To i tak była zasługa tylko moich przyjaciół. Nikogo innego.
-Jesteśmy –wyrwał mnie z przemyśleń, gdy faktycznie byliśmy już pod bramą mojego domu, w którym jeszcze do niedawna mieszkał Liam –Lepiej idź już, bo zmarzniesz. Ten wieczór jest wyjątkowo chłodny.
-Nie widziałeś tych dziewczyn, które szły w spódniczkach mini? I ty sądzisz, że jest zimno? –wybuchliśmy śmiechem –Może faktycznie już pójdę. Uważaj na siebie, jak będziesz wracał.
-Bez obaw, będę.
Przyciągnął mnie do siebie. Chwilę popatrzyliśmy sobie w oczy. Przytulił mnie mocno. Czułam od niego zapach perfum, które zawsze uwielbiałam. Kochałam jego bliskość. Był dla mnie wszystkim. Gdy odsunęłam się od niego, niespodziewanie zaczął padać śnieg. Był listopad, a w dodatku u nas w Los Angeles rzadko kiedy zmienia się pogoda z gorącej na zimną. Zdziwiliśmy się, ale zaczęliśmy się znowu śmiać. Mówiłam już, że kocham jego uśmiech? Pewnie tak. Gdybym miała wymieniać wszystko co w nim kocham – zajęłoby mi to wieczność. Pogonił mnie do domu, bo płatki śniegu spadały coraz szybciej i coraz częściej. Proponowałam mu jedną noc noclegu, ale nie zgodził się. No cóż… Pobiegłam szybko do domu, rozbierając się w przedpokoju z płaszczu oraz kozaków. Wchodząc głębiej domu, chciałam przejść do salonu, z którego wydobywało się światło. Głowiłam się czy przed wyjściem je zapalałam i zapomniałam zgasić. Gdy jednak weszłam do pomieszczenia – wszystko stało się jasne. Tyłem do mnie stał Liam. Po chwili odwrócił się. Trzymał szklankę, bodajże z whisky, bo to u niego standard, gdy dobierze się do alkoholu, u mnie w domu. Pytanie stawiałam sobie jedno: co on do cholery  tutaj robi? Odstawił szklankę na stolik.
-Dobrze, że wróciłaś. Późno jest, martwiłem się –zaśmiał się cholernie chamsko. Miałam ochotę zrobić mu największą krzywdę na świecie. Wiedział. –Wiem, że byłaś u tego pedałka. Wiem również, że będąc jeszcze ze mną, cały czas o nim myślałaś. Wiem, że to on jest twoim wymarzonym facetem i wiem, że on lepiej traktuje Cię niż ja. Ja to wszystko wiem.
-Bardzo dobrze,  że masz tego świadomość, a teraz zejdź mi z oczu. Nie mam ochoty Cię tutaj widzieć –rzuciłam mój sweter na skurzany fotel, po czym załamałam ręce, w oczekiwaniu aż nieproszony gość wyjdzie.
-Nie pozbędziesz się mnie tak szybko, suko.
Podszedł do mnie. Wiedziałam, że chciał mi coś zrobić. Obroniłam się, jednak… Nic mi to konkretnego nie dało, bo zaraz dostałam w twarz. Mój policzek zaczerwienił się, czułam to. Ból przeszył całą moją twarz. Uderzył mnie. Jednak na tym się nie skończyło. Dostałam od niego jeszcze kilka razy, w inne miejsca. Wiedziałam, że moje ciało zaraz pokryją siniaki. Bałam się.

~ * ~

Justin nic nie wiedział. Nie byłam gotowa mu powiedzieć. Liam się o dziwo ode mnie odczepił, ale od tamtego momentu nie chciałam mieć z nikim kontaktu. By nie bił mnie dalej – musiałam milczeć. Nauczyłam się milczenia. Nie chciałam nikomu się zwierzyć, bądź po prostu nie umiałam. Bałam się nadal, że mnie znajdzie, ale słyszałam, że wyjechał z Ameryki do Australii. To jedyne co pozwalało mi jeszcze żyć normalnie, z dobrą sprawnością umysłową. Pomimo tego – strach to strach, nie umiem się go jeszcze pozbyć. Justin proponował mi spotkanie, ale nie zgodziłam się. Jego próby nie ograniczały się tylko do jednej. Odmawiałam. Jednak nie pytał. Nigdy nie zapytał o co chodzi. Nasze kontakty ograniczały się do tych telefonicznych. Każdego dnia o nim myślałam. Przestałam być silna, przestałam być odważna. Po prostu przestałam być taka, jaka byłam.
Pewnego dnia stwierdziłam, że będę musiała mu powiedzieć. Stwierdziłam, że nareszcie jestem w stanie to zrobić. Niby telefonicznie, ale to jedyne wyjście. Nie chciałam niepotrzebnych spotkań, chociaż kto wie co on zrobi po usłyszeniu takiej informacji. Wykręciłam spokojnie jego numer, a w głowie powoli od nowa układałam to, co miałam zamiar mu powiedzieć.
-Halo? –powiedział. Dobrze, że odebrał tak szybko. Odetchnęłam z ulgą.
-Cześć. Zauważyłeś pewnie, że od niedawna dziwnie się zachowuje, prawda? Nie chcę się z nikim spotykać, ograniczam nas tylko do kontaktów telefonicznych. Jeśli masz moment, po prostu mnie wysłuchaj.
-Jestem gotowy i ciekawy. Mów tylko prawdę. Wiesz, że martwię się o Ciebie…
-Pamiętasz ten wieczór, gdy odprowadzałeś mnie do domu? Wtedy zaczął nie wiadomo skąd padać śnieg. Śmialiśmy się jak małe dzieci, którymi się nadal czujemy. To wspaniałe, że mam takiego przyjaciela jak ty. Najlepszego przyjaciela. Przepraszam za każdy durny błąd, który popełniłam. Żadna z moich decyzji chyba nie była jeszcze do tej pory odpowiedzialna. Nieważne. Gdy wróciłam do domu… On tam był. Wiesz o kim mówię. Jeśli nie – był to Liam. Stał tam, pił alkohol. Wymieniłam z nim kilka zdań, chciałam by wyszedł. Podszedł do mnie i… uderzył mnie. Tak Justin, mój własny mąż zaczął mnie bić.
-Miley… Ja…
-Nic nie mów, daj mi skończyć. Przepraszam, że nie miałam odwagi Ci wcześniej powiedzieć. Bałam się. Widzisz jaka jestem tchórzliwa? Już nie jestem tym, kim byłam wcześniej. Na razie wolałabym pobyć jeszcze w samotności. Nie martw się o mnie, poradzę sobie. Kocham Cię, wiesz? Wiem, że nic z nas nie ma, prócz przyjaźni, ale musisz wiedzieć, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie i czuję się źle, że muszę Ci to mówić przez komórkę, ale… Dobrze, że mówię w ogóle. Wrócę. Daj mi tylko czas.

Perspektywa Justin’a. Nigdy nie umiałem znaleźć kogoś, kto by był podobny do mnie. Kto by mnie rozumiał bez słów. Praktycznie była ona. Ale była zajęta. Tak, przez tego dupka, który traktował ją  najgorzej na świecie. Dziwnie się czułem będąc z Seleną. Myślałem praktycznie tylko o niej, a i tak wiedziałem, że nie możemy być razem. W tamtych momentach moje uczucie do niej przepadło. Kochałem ją nadal, ale w o wiele, wiele mniejszym stopniu. Nadal jak siostrę. Bo jako najlepsza przyjaciółka jest dla mnie wszystkim. Po prostu człowiek musi nareszcie przejrzeć prawdzie w oczy i zrozumieć, że można chcieć wiele, ale nigdy tego nie dostać. Tak samo jest z osobami, które się kocha. Niekoniecznie one kochają Ciebie i nie możesz ich po prostu mieć, bo są zajęte przez kogoś innego. Durna logika. Nie chciałem już o niej myśleć i niby mi się to udawało. Niby. Skupiałem się na wielu innych rzeczach, na których musiałem się skupiać, by jeszcze jakoś trzymać się w branży muzycznej. Ale też zawsze zważałem na nią. Przypominałem sobie te wszystkie słabe momenty w naszych życiach i stwierdzam, że to wszystko umocniło nas w przekonaniu, że nie możemy bez siebie żyć. Jednak… Żyjemy obecnie w milczeniu. Nie wiem co się stało, nie wiem co jest. Pewnie Liam. To jedyne moje podejrzenie do jej milczenia, wobec mnie.

~ * ~

Przestałem spać. Nie, to nie przez nią. To przez to co kocham. Pisanie piosenek, a później wykonywanie ich. Tworzenie nowego albumu – coś co uwielbiam. Mogę się dzielić nową muzyką z fanami, a dzięki temu mogą mnie lepiej poznać, lepiej zrozumieć. To w nich kocham najbardziej.
-Justin, musisz zacząć od nowa spać –zaśmiał się mój menager. Przetarłem lekko zaspane oczy, które faktycznie były wykończone. Nie spałem dobre trzy dni. –Muzyka nie zając, poczeka.
-Chciałem napisać trochę nowszych piosenek na album, dlatego zeszło mi na to aż trzy dni bez spania –westchnąłem, przeszukując teksty z ostatnich trzech dni –Napisałem ich dobre 6, ale nie mam pojęcia ile ich się nada. Wytwórnia oceni.
-Nie przejmuj się, będzie dobrze. Wiem o co chodzi tak naprawdę. Justin, przeglądałem te teksty i widnieje na nich miliony bazgrołów które starałeś się zamalować. To chodzi o nią. Nie ukryjesz prawdziwego uczucia. Dopiero pozbyłeś się ze swojego życia Seleny, a teraz masz ochotę wpuścić tam Miley?
-Miley była w nim zawsze, ale na poziomie „najlepszej przyjaciółki” czyli na tym półfinałowym –mruknąłem –Tak czy siak, nic Ci do tego. Tu wcale nie o nią chodzi. Stwierdziłem, że moje uczucie co do niej zmalało. Ma ograniczone kontakty ze mną. Pewnie przez swojego kochanego mężusia… -powiedziałem z wielką irytacją w głosie. Naprawdę go nienawidziłem. Tak szczerze.
Ten tylko coś mruknął pod nosem, opuszczając zaciemnione pomieszczenie. Jedynie lampa, z energooszczędną żarówką, oświetlała je całe. Musiałem jakoś wiedzieć co znajduje się na wyblakłej kartce. Co chwila spoglądałem w telefon. Same powiadomienia z Twitter’a, zero czegoś ciekawego. Łudziłem się, że może któregoś dnia zadzwoni. Ale niestety. To chyba jeszcze nie teraz. Szkoda. Tęsknię za nią. Bardzo za nią tęsknię i nie chcę stracić jej już do końca, a jest to bardzo prawdopodobne. Bynajmniej przez Liam’a jest to na tyle prawdopodobne.

~ * ~

Zmrużyłem któregoś dnia oko i przespałem dobre cztery godziny, jednak pod wieczór ponownie wróciłem do pisania. Stęskniłem się? Ta czynność pomagała mi zapominać o naprawdę wielu rzeczach które spotkały mnie w ostatnim czasie. Muzyka ogółem mi w tym pomogła. Przeglądałem teksty, dokonywałem wszelakich poprawek i miałem nadzieję, że wytwórnia je przyjmie bądź odrzucą je i nie będą ich zmieniać. Od czasu do czasu kochają tak zrobić, a przy tym mnie jeszcze zdenerwować takim zachowaniem. Nagle rozbrzęczał jakiś dźwięk. Hm, sięgnąłem po mojego iPhone’a 4, w fioletowej obudowie i przystawiłem go do ucha.
-Halo? –odezwałem się, zastanawiając kto to. Nie zobaczyłem wcześniej nazwy na wyświetlaczu, więc było to dla mnie krótką zagadką.
-Hej. Przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze. Przeszkadzam Ci? –Miley. Moja radość w środku była nie do opisania. Nie spodziewałem się nawet przez moment telefonu od niej. Przyjemna niespodzianka.
-Nie. Zdziwiłaś mnie po prostu tym telefonem i na chwilę musiałem oderwać się od mojej pasji twórczej –zaśmiałem się w słuchawkę. ‘Pasja twórcza’, oj Bieber, jak ty ładnie wszystko nazywasz.
-Wybacz –mruknęła –Myślałam, że specjalnie Ci nie przeszkodzę. Zacząłeś znowu pisać piosenki? Bierzesz się za nowy album czy bardziej coś w stylu twoich prywatnych utworów? –zaczęła być dociekliwa. Zawsze to w niej uwielbiałem najbardziej.
-Chciałem to umieścić na nowej płycie, ale… Ale nie, to raczej nie jest to. Chyba, że wpadniesz do mnie za jakiś czas i ocenisz? –chyba w końcu zacząłem myśleć, przy tej rozmowie–Oczywiście nie nalegam, pewnie teraz jako mężatka masz ograniczone spotykanie się ze znajomymi i pełno pracy przy mężu.
-Bardzo zabawne. Poczekajmy aż ty będziesz ją miał –odgryzła się wiedząc, że słowa te wypowiedziałem specjalnie. Kochałem ją denerwować, była taka słodka w takich momentach.
-Ty nią miałaś być, ale nie wyszło –westchnąłem –Tak czy owak, mam nadzieję, że wpadniesz do mnie za niedługo. Przyznam szczerze, że się trochę za Tobą stęskniłem. Dawno się nie widzieliśmy. Głównie od ślubu, wesela.
-Co racja, to racja… Mam sporo wolnego czasu teraz. Hm, muszę Ci o kilku rzeczach opowiedzieć. Mam nadzieję, że Cię nie zanudzę i będę mogła liczyć na twoje wsparcie tak jak kiedyś.
-Na moje wsparcie zawsze, pamiętaj. Nieważne co się dzieje, zawsze możesz napisać, zadzwonić. Chciałem coś powiedzieć, ale… A tak, racja. Ślicznie wyglądasz w sukni ślubnej –słodzenie, słodzenie, słodzenie…
-Dziękuje. Ty na pewno przystojnie byś wyglądał w garniturze na swoim ślubie –zaśmiała się –Jeszcze trochę czasu, a też tam będę pewnie stała, przyglądając się Tobie i twojej narzeczonej. Jestem ciekawa kto nią będzie.
-Mówiłem Ci, że miałaś być ty, ale nie wyszło. A szkoda. Hm, Selena na pewno odpada, zerwaliśmy. Było to i tak przesądzone. Nie umiałem z nią być, po prostu…
-Przykro mi. Pomimo tego, bardzo dobrze, że nareszcie pozbyłeś się tej żmii ze swojego życia.
Śmiech rozległ się z obu stron. Najwidoczniej była taka jak kiedyś. Może nie przy Liam’ie, ale gdy była sama ze sobą. Tęskniłem za nią. Niby była tutaj cały czas, ale jednak nie ta sama.

~ * ~

O dziwo – skontaktowaliśmy się ponownie i doszło do naszego wspólnego spotkania. Sam nie mogłem w to uwierzyć, że znowu będę widział jej śliczną twarz, obdarzoną śnieżnobiałym uśmiechem. Była taka śliczna. Z dnia na dzień coraz ładniejsza. Zagrałem jej na gitarze kilka piosenek, które pisałem w tamtych momentach, w których ledwo spałem, bo głowiłem się nad dalszym tekstem. Pochwaliła mnie. Czułem dumę. Zauważyłem nawet, że chyba widziała moją radość, w moich oczach. To dzięki niej czuję się jeszcze trochę doceniany. Postanowiliśmy trochę powspominać. Usiedliśmy na wygodnej kanapie, przed plazmowym telewizorem i wpuściliśmy do naszych umysłów tony wspomnień. Nasz słynny występ, gdy śpiewaliśmy razem „Overboard”. Wtuliła się we mnie, a ja pocałowałem delikatnie jej czoło. Śmiała się, gdy widziała jakim byłem karłem przy niej. Do tej pory była nieco wyższa. Lubiłem wspominać wszystkie chwile spędzone z nią. Te lepsze, te gorsze, bo wiele mnie nauczyły i dały mi tyle szczęścia. Każda drobnostka z nią, była czymś, z czego pragnąłem się cieszyć każdego dnia. Odprowadziłem ją do domu. Nie miałem samochodu, bo nie chciałem wcześniej skupić się na swojej robocie, więc słynny Scooter stwierdził, że tak będzie lepiej. Szliśmy nocą ścieżkami ulic Los Angeles. Inni nastolatkowie mijali nas praktycznie co moment. Niektórzy pijani, drudzy dopiero zmierzający na rozpoczęcie nocnego życia. Amerykańskie życie. Nigdy mnie to nie bawiło, ale wiedziałem, że Miley kiedyś była uzależniona od tego. Tak, wszystko przez tego dupka. Sprawił jej tyle bólu, ale ona do niego wróciła. Mądre? Wcale. Teraz też cierpi, ale wiem, że przy mnie czuje się bezpieczna i zapomina chociażby na moment, co jest dla mnie i dla niej ważne. Nad czymś uważnie myślała, a ja nawet nie wiedziałem nad czym. Znajdowaliśmy się już pod jej domem.
-Jesteśmy –wyrwałem ją z przemyśleń. Staliśmy pod bramą jej domu. –Lepiej idź już, bo zmarzniesz. Ten wieczór jest wyjątkowo chłodny.
-Nie widziałeś tych dziewczyn które szły w spódniczkach mini? I ty sądzisz, że jest zimno? –wszyscy mogli usłyszeć nasz nagły śmiech. Kochałem te jej głupie żarty. Czego ja w niej nie kocham, to temat do zastanowienia się. –Może faktycznie już pójdę. Uważaj na siebie, jak będziesz wracał.
-Bez obaw, będę –starałem się ją zapewnić.
Przyciągnąłem ją do siebie. Zatopiłem się w jej niebieskich, prześlicznych oczach i przytuliłem ją mocno. Czułem lekką woń perfum, których jeszcze nigdy nie miałem okazji spotkać. Ani od Seleny, ani o dziwo od niej, a używała zazwyczaj tylko jednego zapachu. Gdy nasz uścisk zakończył się, odsunęła się ode mnie. Niespodzianką były dla nas płatki śnieg, które zaczęły spadać z góry na nas. Pierwszy, listopadowy śnieg. Śmiech znowu nas ogarnął, jednak pogoniłem ją do domu. Proponowała mi zostanie u niej na tą jedną noc, ale nie zgodziłem się. Bałem się, do czego mogłoby dojść. Wróciłem do domu późno, cały czas myśląc o tym wieczorze. Nie umiałem go zapomnieć, a było to niby zwykłe spotkanie. Pomimo tego było to spotkanie, które będzie kolejnym szczęśliwym wspomnieniem z nią.

~ * ~

Nie odzywała się. Znowu. Nie znałem przyczyny. Bałem się o nią. Od tamtego wieczoru nie napisała, nie zadzwoniła. To wszystko wydawało mi się być takie… takie okropne. Najpierw od nowa pragnie przyjaźni, potem znowu znika bez słowa. Czy to znowu jakaś durna gra, w którą gra razem ze mną, bo jej kochany mąż jej kazał? Jeśli tak – mam tego serdecznie dość. Nie jestem kimś, kim może przez cały czas pomiatać i bawić się. Pragnę ją traktować jako przyjaciółkę, pragnę ją traktować poważnie, ale ona najwidoczniej mnie nie bierze na serio. Nie stoi to na równych zasadach. Znowu odciąłem się od pracy, a tak dobrze mi szło. Starałem się napisać chociaż kawałek nowej piosenki, ale nie byłem nawet moich uczuć przelać na papier. To było zbyt trudne. Bynajmniej na ten moment.
Siedziałem w studiu, nudząc się. Musiałem w końcu stanąć przed wytwórnią i zaprezentować im kilka nowych kawałków. Zareagowali bardzo pozytywnie. Ponownie byłem z siebie dumny, ale to nie było to samo co z jej strony. Potrafiła powiedzieć szczerze dobre słowa, a nie sztuczne, by mi się przypodobać i kazać wziąć jeszcze bardziej do pracy. Nienawidziłem tych ludzi. Serio. Nie ma nikogo gorszego dla mnie niż ludzie z tej durnej wytwórni muzycznej. Siedząc tam taki znudzony, poczułem wibracje. Opuściłem pomieszczenie, wskazując wcześniej na telefon. Gdy znalazłem się już za drzwiami – odebrałem.
-Halo? –powiedziałem w pośpiechu.
- Cześć. Zauważyłeś pewnie, że od niedawna dziwnie się zachowuje, prawda? Nie chcę się z nikim spotykać, ograniczam nas tylko do kontaktów telefonicznych. Jeśli masz moment, po prostu mnie wysłuchaj. –Miley, Miley, Miley. Bo takim czasie.
-Jestem gotowy i ciekawy. Mów tylko prawdę. Wiesz, że martwię się o Ciebie… -w końcu taka była prawda. Niesamowicie się o nią troszczyłem, zawsze chciałem wiedzieć co u niej.
-Pamiętasz ten wieczór, gdy odprowadzałeś mnie do domu? Wtedy zaczął nie wiadomo skąd padać śnieg. Śmialiśmy się jak małe dzieci, którymi się nadal czujemy. To wspaniałe, że mam takiego przyjaciela jak ty. Najlepszego przyjaciela. Przepraszam za każdy durny błąd, który popełniłam. Żadna z moich decyzji chyba nie była jeszcze do tej pory odpowiedzialna. Nieważne. Gdy wróciłam do domu… On tam był. Wiesz o kim mówię. Jeśli nie – był to Liam. Stał tam, pił alkohol. Wymieniłam z nim kilka zdań, chciałam by wyszedł. Podszedł do mnie i… uderzył mnie. Tak Justin, mój własny mąż zaczął mnie bić. –głos zaczął jej się załamywać, ale słyszałem, że nie chciała mi pokazać swojej bezsilności, strachu.
-Miley… Ja… -chciałem się odezwać, powiedzieć kilka słów, które miałem nadzieję, że ją pocieszą, ale kazała mi milczeć.
-Nic nie mów, daj mi skończyć. Przepraszam, że nie miałam odwagi Ci wcześniej powiedzieć. Bałam się. Widzisz jaka jestem tchórzliwa? Już nie jestem tym, kim byłam wcześniej. Na razie wolałabym pobyć jeszcze w samotności. Nie martw się o mnie, poradzę sobie. Kocham Cię, wiesz? Wiem, że nic z nas nie ma, prócz przyjaźni, ale musisz wiedzieć, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie i czuję się źle, że muszę Ci to mówić przez komórkę, ale… Dobrze, że mówię w ogóle. Wrócę. Daj mi tylko czas.

Połączenie zakończone.

-------------------------------------------------------------------------------

Drugi dodatek! Jak wrażenia? Mam nadzieję, że nie było wcale aż tak źle i wiem, że Jiley/Jusley Shippers się tego spodziewały, więc mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu zrobiłam wam niespodziankę :) Jednak musiałam wyjaśnić ich losy, tak  na pastwę losu bym ich nie pozostawiła, haha. W ogóle wyszedł mi on długi. Troszkę za długi, nie uważacie?
Planuje na pewno jeszcze jeden dodatek, ale czy drugi - muszę się poważnie zastanowić. Na razie dodałam dwa i widziałam, że tamten przypadł wam do gustu, pomijając Jade, która irytowała kilka osób. Ugh, natura ćpunek. 

Przepraszam, że rozdziały/dodatki są dodawane w bardzo różnym tempie, ale mam zawalone tygodnie, weekendy i nie mam nawet kiedy pisać, bo dodać to jest po prostu chwila. Obecnie jestem po dwunastogodzinnym maratonie w kinie i ledwo siedzę, ale zaraz wezmę się za pisanie i potem najwyżej się troszkę prześpię.

+ zapraszam na mojego drugiego bloga http://pro-publico-bono-pl.blogspot.com/ na którym (mam nadzieję) za niedługo pojawi się trzeci rozdział! :)

niedziela, 2 grudnia 2012

O1: from the end ~ jade and zayn.


Perspektywa Zayn’a. Wraz z chłopakami wróciliśmy do Wielkiej Brytanii, do Londynu. Minęło kilka dni, zanim miałem odwagę iść tam i stanąć z nią twarz w twarz. Bardzo szybko zacząłem uczęszczać na odwyk, który miał mi pomóc uwolnić się od uzależnienia, do którego doprowadziła ona oraz moja głupota. Tak naprawdę żyłem tak jak wcześniej. Niby nazywano mnie narkomanem, ćpunem, ale podniosłem się. Chwalą mnie na terapii. Czuję się od nowa potrzebny. Zrozumiałem,  że byliśmy z Jade niesamowicie podobni do siebie. Jednak nadal nie poznałem odpowiedzi na kilka pytań. Może i to nawet lepiej? Z jednej strony, ciekawość nie popłaca, ale z drugiej wyjaśniłbym kilka spraw. Nadal nie wiem po co mnie tam zaprowadziła, nadal nie wiem o co chodziło z jej próbą samobójczą. Niby ją kochałem, ale… To i tak niewiele zmienia. Jej miłością są narkotyki, a nie ja. Z resztą, nie mam nawet pojęcia czy myślała o mnie w kwestii miłości. Szczerze w to wątpię. Dla niej byłem kolejną ofiarą, którą miała wprowadzić w cały ten szalony, nienormalny świat, nic tak naprawdę nieznaczący. Bo do czego nas prowadzą narkotyki? Jedynie do problemów, których i tak mamy już za dużo. Wszystko niby wróciło do normy, ale ja czuję się średnio. Powinienem czuć się dobrze, a nie ciągle walczyć z uczuciami. Stwierdziłem, że jedyne miejsce które pozwoli mi się odstresować to jest mój ulubiony klub, do którego często chodziliśmy z Harry’m czy Louis’em. Jednakże też wiedziałem, że tam mogę ją spotkać. To był tak naprawdę jedyny cel mojego wieczornego wyjścia.

~ * ~

Droga była łatwa i krótka, co było mi w prawdzie na rękę, ale sprawiało, że czułem się zdenerwowany jeszcze bardziej. Powoli się ściemniało. Pogoda i tak tego dnia nie dopisywała. Było wietrznie, zimno. Chciałem wrócić jak najszybciej do domu. Jednak wiedziałem, że nie mogę teraz się poddać. Żwawym krokiem przeszedłem na tyły klubu, gdzie zawsze tam wracała po wypaleniu papierosa. Ochroniarz powiedział coś w moją stronę. Najwidoczniej mój znajomy, z którym nie miałem obecnie ochoty rozmawiać. Zauważyłem grupę nastolatków – a nawet już nie nastolatków – i rozpoznałem, że to na pewno oni. Nikt nie był mocno wstawiony, pomijając niebieskowłosą. Musiałem je nazywać po kolorze włosów, bo Jade nigdy mi ich nie przedstawiała.
-Um, cześć? –przywitałem się niechętnie. Rozglądnąłem się, ale nigdzie nie widziałem Jade. Bałem się w tym momencie, że z nich nic nie wyciągnę, bo zawsze zwracali się w moim kierunku chamsko. –Chciałem spytać gdzie jest Jade i już znikam.
-To ty nie wiesz? –zdziwiła się, niebieskowłosa. Nie rozumiałem tego. Czekałem na drobne wyjaśnienie ze strony którejś z nich.
-Zamknij się, Sam –warknęła w jej kierunku blondynka. Zawsze taka była. Dziwiło mnie to, czemu ćpuny są takie chamskie wobec innych. Przecież nikt im niczego nie zrobił. –Zayn, przykro mi, że dowiadujesz się o tym tak późno i najprawdopodobniej jako ostatni, ale… Jade nie żyje. Przedawkowała. Nie znamy przyczyny, dlaczego wzięła aż tyle. Dodatkowo nas z nią nie było akurat wtedy. Gdybyśmy były, na pewno byśmy ją powstrzymały.
-Żartujecie, prawda? –nie umiałem w to uwierzyć –Powiedzcie mi, że to jest niesamowicie wielki kurewski żart z waszej strony!? –wydarłem się niesamowicie głośno. Opuściła głowę, nie chcąc spoglądać na mnie. Chciałem stamtąd zniknąć jak najszybciej. Wsadziłem zmarznięte dłonie do kieszeni od spodni i ruszyłem przed siebie.
-Wiedz, że ona też Cię kochała –powiedziała na sam koniec –Nie byłeś dla niej obojętny. Opowiedziała nam, że mogła tylko Tobie wtedy zaufać i pomogłeś jej. To dar Zayn, bo nikt jeszcze jej nie pomógł na tyle. Gdyby tutaj z nami była, na pewno byłaby teraz przy Tobie. Rzuciłaby to, jedynie z Twoją pomocą, bo tylko przy Tobie czuła się silna. Może była chamska, zarozumiała, ale… Ona też miała uczucia, miała serce.
Łzy napełniały moje oczy. Nie chciałem tego słuchać. Pobiegłem przed siebie, starając znaleźć drogę do domu. Słońce prawie zaszło, a miasto było mało przebudzone. W końcu nie umiałem. Trafiłem do pobliskiego parku. Usiadłem na jednej z ławek, gdzie schowałem swoją twarz w dłoniach i zacząłem płakać. Nikt by nie pomyślał, że ktoś taki jak Zayn Malik ma uczucia, prawda? Zależało mi na niej i nadal nie wiedziałem, dlaczego informacja o jej śmierci doszła do mnie na tyle późno. Pomimo tego, ważne, że doszła tak w ogóle. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Ta kurewska bezsilność ponownie mnie ogarnęła. Czułem się słaby. Słaby, jak nigdy.
Nie spałem całą noc, siedząc w tym durnym parku. Mijało mnie kilka grup nastolatek, mocno schlanych i mocno naćpanych. Tak bardzo chciałem im krzyknąć w twarz, by nie załatwiali siebie w taki sposób. Jednak byłem odważny tylko na tyle, by o tym jedynie pomyśleć, a nie to zrobić. Żałosne, prawda? Nad ranem, około szóstej, wróciłem do domu, w którym mieszkaliśmy wspólnie z chłopakami. Okazało się, że Liam nie spał całą noc, martwiąc się, gdzie się podziałem. Nie miałem ochoty się tłumaczyć.

~ * ~

W końcu musiałem im powiedzieć gdzie byłem. Wspólnie stwierdziliśmy, że może mi pomóc w dość dobry sposób jedynie psycholog. Byłem za. Prócz terapii odwykowej przychodziłem do psychologa dwa razy w tygodniu. Najgorszy był wyjazd na tydzień do rodziny. Bynajmniej nie pytali o moje dziwne zachowanie. Żadne z moich rodziców nie wiedziało, jakiego beznadziejnego mają syna. Widziałem jak patrzą na mnie ze zdziwieniem, zastanawiając się, co jest nie tak, jednak wiedzieli, że nigdy im tego nie wytłumaczę. Co miałem zrobić? Stanąć przed nimi i powiedzieć: „Przepraszam za to, że macie okropnego syna, który zakochał się w ćpunce i sam zaczął ćpać. Teraz chodzi na terapię odwykową oraz leczy się u psychologa”. Głupie, prawda? Pomimo tego, Niall ich poinformował o paru faktach. Uznał, że muszą wiedzieć. Jednak poprosiłem go, by nie zaczynali tego tematu w mojej obecności. Niepotrzebnie bym się zdenerwował. Nienawidzę rozmawiać z kimś o moich problemach. Kiedyś ufałem im bardziej. Teraz to tylko kwestia czasu, bym znowu mógł komuś zaufać. Gdy wróciłem z ‘odpoczynku’, zostałem poproszony na poważną rozmowę do Paul’a. Była ona poważna. Dostałem niesamowity opieprz za to, że szlajam się nie wiadomo gdzie po nocach i psuje to reputacje zespołu. Czyli sława, pieniądze były ważniejsze niż moje zdrowie czy mój stan? A Paul niby był taki pomocny, taki wyrozumiały. Akurat. Zachowywał się jak kretyn, którym był w sumie dla mnie od dawna. Zawdzięczamy mu może wiele, ale to co wyprawia, jego podejście do tego wszystkiego jest dla nas irytujące. Bałem się spotkania u psychologa, jednak wiedziałem, że to pomoże mi jakoś otrząsnąć się po tym wszystkim.
Byłem umówiony na któryś dzień. Już nawet nie pamiętałem dnia tygodnia. Po prostu pojechałem tam z wielką nadzieją w sercu i z Niall’em, który wspierał mnie od początku. To jemu umiałem się wygadać, przy innych – niestety nie. Jednak to nie oznaczało, że im nie ufam. Niall był zawsze dla mnie… takim małym ideałem. Byłem zawsze z niego dumny patrząc jak rozwija się w tym wszystkim. Szanowałem go. To, że doszło do wymiany zdań pomiędzy nami wtedy w Ameryce, to tylko moja wina i w sumie o tym zapomnieliśmy. Zostałem wywołany. Blondyn poklepał mnie po plecach, a ja podniosłem się z mało wygodnego siedzenia i wkroczyłem do gabinetu. Pomieszczenie nie było małe, ale też nie było duże. Usiadłem naprzeciwko uśmiechniętej blondynki, która zapisywała coś w notatniku. W pewnej chwili, podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Odsunęła notatnik w drugą stronę i skupiła się bardziej na mnie. Opowiedziałem jej o wszystkim. Doradziła mi co robić w takich przypadkach, bo już wiele osób chodziło do niej  z takim problemem. Stwierdziłem, że gdy mam się zwierzać tak wesołej, uczciwej osobie, która w dodatku ma mi pomóc – psycholog to dla mnie niesamowita przyjemność.

~ * ~

Pewnego dnia, Alice – bo tak nazywała się moja Pani Psycholog – doradziła mi, bym sobie kogoś znalazł. Kogoś, kto mnie pokocha. Oczywiście, nie dzięki temu, że jestem sławny czy odrobinę bogaty. Po prostu tak od serca. Nie wziąłem tego na poważnie. W końcu pozwoliła mi oddalić moje myśli od tych o Jade, ale wiedziałem, że jeszcze długa droga przede mną. Naprawdę długa. Nie zważałem mocno nad tym, ale te słowa nadal mi siedziały w głowie. „Jeśli chcesz czuć się inaczej po stracie Jade – znajdź sobie kogoś, kto Cię pokocha, takiego jakim jesteś, a nie za to, ile masz pieniędzy i czy jesteś w popularnym zespole”. W sumie miała rację, ale… z drugiej strony – bałem się. Bałem się po prostu tego uczucia. Uczucia bycia zakochanym. Bo jeśli się zakocham i ponownie stracę? Bolałoby to jeszcze bardziej niż poprzednio lub równie mocno.
Pewnego dnia, wraz z chłopakami siedzieliśmy w tym samym parku, w którym kiedyś spędziłem noc, rozmyślając nad tym wszystkim. Gadaliśmy, śmialiśmy się. Zbyt często się rozglądałem, nie wiedzieć czemu. W końcu usłyszałem cichutki płacz dziecka. Podniosłem się z ławki nerwowo, mówiąc, że zaraz wrócę. Zobaczyłem dziewczynkę, która przypadkowym trafem – przewróciła się. Pomogłem jej wstać i otrzepałem z piasku jej słodką, niebieską sukieneczkę. Miała może około pięciu lat. Jej kolano było zatarte. Wyjąłem z kieszeni chusteczki, bo zauważyłem lekko spływającą krew. Otarłem je szybko, by mała nie zaczęła płakać.
-Wszystko w porządku? –spytałem, uśmiechając się. Starałem nie wyglądać strasznie dla takiego małego dziecka. Mogła się mnie przestraszyć. Nie zna mnie, a i tak chciałem tylko jej pomóc. Kiwnęła główką.
-Ojej, Rose. Mówiłam Ci, byś nie oddalała się od grupy! –usłyszałem żeński głos.
Odwróciłem głowę. Podbiegła do nas blondynka, która była może w moim wieku lub o rok, dwa lata młodsza ode mnie. Mówiła coś do małej dziewczynki, a ja nawet nie słyszałem co. Byłem w nią za bardzo zapatrzony.
-Masz rękę do dzieci –zaśmiała się –Dobrze, że nigdzie więcej nie uciekła. Jest trochę strachliwa, często ucieka, ale poradziłeś sobie –pogratulowała mi, gdy się podnieśliśmy. Złapała małą za rękę. –Jestem Perrie Edwards –wyciągnęła rękę w moją stronę. Tą, którą miała wolną.
-Zayn Malik –uścisnąłem jej ciepłą dłoń –Nie mam ręki do dzieci. Po prostu jej pomogłem –uśmiechnąłem się w kierunku dziewczynki –Jest naprawdę słodka. Opiekujesz się nią jako opiekunka do dzieci czy jak…?
-Nie, jestem przedszkolanką. Dorabiam sobie, pomimo tego, że ciągle się uczę –westchnęła –Mam dopiero dziewiętnaście lat, ale planów mnóstwo.
-Domyślam się. Wiesz, gdybyś chciała jeszcze kiedyś się spotkać… -wyciągnąłem pogiętą karteczkę z tyłu moich spodni, wręczając ją jej –… to zadzwoń. Chętnie bliżej Cię poznam.
-A ja Ciebie. Na pewno zadzwonię. Teraz muszę się śpieszyć. Jeszcze raz niesamowicie dziękuje.
Pożegnała się szybko, zostawiając mnie samego. Oddaliła się z małą Rose, bo tak dziewczynka miała na imię, a ja wróciłem do chłopaków, którzy spoglądali na całą akcję z zaciekawieniem.
-Nasz Zayn zaczął słuchać w stu procentach pani psycholog? –zadrwił ze mnie Harry.
-Zamknij się, Styles –prychnąłem.

~ * ~

Długi czas nie umiałem jej zapomnieć. Perrie Edwards. Nie dawała mi nawet powodów do tego, by to zrobić. Zostaliśmy na początku dobrymi przyjaciółmi. Dzięki niej, bardziej zbliżyłem się do dzieci, lepiej je poznałem. Dodatkowo stwierdziłem, że znalazłem nareszcie kogoś, kto chce mi pokazać świat, życie od tej innej strony. Nawet od tej trochę lepszej strony. Potem nasze kontakty zaczęły zachodzić trochę dalej. Pierwsza randka, druga randka. Pierwszy pocałunek, drugi pocałunek. Zakochałem się w niej. Ze wzajemnością. Nareszcie poczułem się szczęśliwy od tak bardzo dawna. Wiedziałem, że jej nie stracę tak, jak straciłem kiedyś Jade. Bynajmniej nie chciałem by do tego doszło. Mocno wierzyłem, że nareszcie wszystko idzie po tej dobrej drodze.
Po którejś z randek, odwiozłem Perrie do domu. Pożegnaliśmy się soczystym pocałunkiem. Zaczęliśmy być parą. Szczęśliwą parą. Wróciłem do chłopaków, późnym wieczorem. Wiedzieli bynajmniej, że jestem bezpieczny. Perrie nie wiedziała o tym, że chodzę do psychologa, na terapię odwykową i nic nie wie o mojej przeszłości. Wolnym krokiem wszedłem po schodach, kierując się w stronę mojego pokoju. Gdy już się w nim znajdowałem, sięgnąłem po jedno ze zdjęć Jade, które mi zostały. Psycholog kazała mi je wyrzucić, ale nie umiałem. Powiedziała, że to mi pomoże szybciej się uleczyć. Dopiero tym razem zrozumiałem, że ma racje. Ostatni raz patrzyłem na to zdjęcie, zastanawiając się, co by było, gdyby żyła, gdyby była tutaj. Wyrzuciłem z głowy bardzo szybko to wszystko. Nie, dość myślenia o niej. Jej tutaj nie ma, ona tutaj nie wróci. Potargałem ostatnie zdjęcie, jakie mi po niej zostało i zostawiłem kawałeczki obrazka na podłodze. Może kiedyś będę miał odwagę poukładać te narkomańskie puzzle.

~ * ~

Perrie się dowiedziała. Dowiedziała się o mnie, o mojej przeszłości. Ale nie skreśliła mnie. Za to ją kocham. Zaakceptowała mnie, takim jakim jestem. Wspiera mnie, jest przy mnie i nadal pozwala mi sobie pomagać w pracy. Jest najcudowniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek mogłem poznać. I niby był to przypadek. Wszystko mogę zawdzięczać cudownej dziewczynce Rose, która doprowadziła do naszego spotkania. Był to wielki przypadek, ale na tyle szczęśliwy, że chcę dziękować Bogu za taki skarb. To wszystko brzmi, jakbym wrócił do trybu bycia romantykiem, ale… Może to akurat racja. Może coś się we mnie wskrzesiło. Wszystko wyglądało coraz lepiej. Moja terapia odwykowa za krótki czas, miała dobiec końca. Miałem nareszcie czuć się wolny. Psycholog powiedziała również, że już nie będę potrzebował jej mocy za jakiś czas. Zdziwiłem się, że tak szybko sobie poradziłem. Jej porady dały pozytywny skutek i bardzo się cieszę z tego powodu. Stosowała zwykłą rozmowę oraz porady, które po prostu miały mi pomóc, i tyle. Pomogły. Nadal nie wiem jak mogę jej się odwdzięczyć, ale to dla niej jak ona sama powiedziała „mało ważne”. Cóż, zawdzięczam jej wiele i wiem, że kiedyś będę musiał jej to okazać.

~ * ~

W końcu jestem szczęśliwy. Bo mam najukochańszą dziewczynę pod słońcem, najlepszych przyjaciół i nareszcie jestem silny od początku. To wszystko… To wszystko na początku było nie do zniesienia. Niby miałem cudowne życie, ale żyłem w ciągłej rozpaczy, użalając się nad sobą, będąc agresywny i chamski wobec wszystkich dookoła, którzy starali mi się pomóc. Nie rozumiałem siebie, ale pomogło mi już tyle osób. Nigdy nie będę w stanie się im zrewanżować za to wszystko. Jednak może kiedyś. Na razie żyję szczęśliwie. Mam wszystko czego potrzebuję – prawdziwego uczucia. Nareszcie jestem dla kogoś ważny i potrzebny. Bycie bad boy’em nudzi. Nawet ten pseudo bad boy od czasu do czasu potrzebuje prawdziwego uczucia, które będzie mu pozwoliło dalej latać. Na swoich własnych skrzydłach, które zaniosą go tam, gdzie zasłużył.

----------------------------------------------------------------------------------

Mamy pierwszy dodatek! Jeśli zauważyliście w nim jakieś błędy - z góry za nie przepraszam. Tęsknię za tym blogiem. Myślałam w sumie nad kontynuacją, ale wydaje mi się, że zostanę przy moim nowym blogu. Może do tego kiedyś wrócę. W ogóle chcielibyście, tak z ciekawości? 
Jak widzicie - pierwsza sprawa, z pierwszą 'parą' wyjaśniona. Mam świadomość wielu powtórzeń, ale chyba nie przeszkadzały one tak bardzo podczas czytania. Planuję na pewno dodanie jeszcze dwóch dodatków, a nad trzecim muszę się zastanowić ;)
Życzę wam miłego grudnia i mam nadzieję, że będzie on lepszy od listopada i poprzednich miesięcy. xx

+na blogu http://pro-publico-bono-pl.blogspot.com/  w poniedziałek - 3 grudnia - pojawi się pierwszy rozdział, na który serdecznie zapraszam :)